Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zwariować.
BabkaAleksandraniezwariowała.
Jatambymsięnapanimiejscunieporównywała
doświętejpamięcipaniMilskiej.Jóźwiakowaniemogła
sobiedarowaćzłośliwości.Ktojejtamdorówna!
Nachwilęprzerwałapolerowaniestolikaispojrzała
natwójportret,aletakniewprost,kątemoka,jakbysię
ciebiebała.Odtwojejśmierciminęłojużprawiepółtora
roku,adlaMartyJóźwiakciąglejeszczetotybyłaś
prawdziwąpaniąnaZawrociu.
Takprawdępowiedziawszykontynuowała
wtymdomunigdyniebyłotakpustojakteraz.
BoipaniIrenawpadałaniemalkażdegodnia.Ajaknie
wpadała,todzwoniła.Jateżprzychodziłamcodziennie,
aniejakterazraznatydzień.AmójStasiektowięcej
czasuspędzałwZawrociuniżwdomu.Ijeszczepan
Pawełdofortepianu.IpanienkaEmilaniewiadomopoco.
Renianafrancuski.Aczasamijeszczektośzwizytą.
Ateraz,powyjeździepanaPawła,topieszkulawąnogą
tuniezajrzy.
Panizajrzała.
E!Dokurzyprzyszłam,aniedopani.Taka
toiwizyta.Jóźwiakowajakzwykleniegrzeszyła
taktem.Deszczutymniedasięprzegonić.Anirodziny,
anikoleżanki.Botejprzyjezdnejtoprzecieżnie
macoliczyć.Wpadłajakpoogień.Trzypsyito
wszystko.
Pókicowystarczy.
Pókico?Anibycomiałobysiępotemodmienić?
Najwyżejzamiastdeszczuspadnieśnieg.Szareczybiałe,
jakatoróżnica?
NiezamierzałamdyskutowaćzMartąJóźwiakoPawle
inaszychplanach.Dotądnajwyraźniejniewiedziała,
conasłączyło.Jóźwiaksiędomyślał,alejakzwyklenie
podzieliłsięswoimispostrzeżeniamizżoną.
Sądzę,żenatymblacieniezostałjużanijedenpyłek
rzuciłam,bojużtrzecirazrozpylałaprontoiprzecierała
politurę.Spokojniemożesiępanizająćinnym
meblem.