Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Martanieprzejęłasięanichłodem,aniironiąwmoim
głosie.Oderwałasięodstolika,alenieodtematu.
Prawdęmówiąc,tosięnawetucieszyłam,żepan
PawełwyjechałdotejcałejAmeryki.Bojużwmiasteczku
zaczynalimniepytaćotowspólnemieszkanie.Jakby
małobyłoinnychplotek!zerknęłanamójbrzuszek.
Oswojejciążyteżniezamierzałamzniądyskutować.
Aniwdychaćrozpylanegoprzezniąśrodka.
Niechpaninieprzesadzizchemiąrzuciłam
tylkoiruszyłamkuwyjściu,łapiącpodrodze
przeciwdeszczowypłaszczzdużymkapturem,
odziedziczonypotobie,babko.Zostańrzuciłam
jeszczedoUntyiruszyłamwgłąbpluchy.
Padałownieuporządkowanym,niespokojnymrytmie.
Zrywami.NawetPawełnieułożyłbyztychodgłosów
żadnejharmonijnejmelodii.Alektopowiedział,żezawsze
musibyćharmonia?
2
Szłamprzezdeszcz,jaktobyłowtwoimzwyczaju,babko.
Dlaciebieniebyłozłejporynaprzechadzkę.Należałosię
tylkoodpowiednioubrać.Zostałmipotobienietylkoten
wielkiprzeciwdeszczowypłaszcz,lecztakżedwiepodpinki
doniegowełniananapaździernikipodbitalekkim
futerkiemnapóźniejszesłotyichłody.Dotegokilkapar
kaloszy,śniegowcówiskórzanychbutów,które
wytrzymywałynajgorszeroztopy.
PasująnaciebiejakulałmruknąłPaweł,gdy
porazpierwszyprzynimwciągnęłamnanogitwoje
granatowekalosze.Miałchybadualistyczneodczucia.
Wszystkotakpasujeprzyznałam.Bluzki,
sukienkiibuty.Tensamrozmiar.
Itesameupodobaniakolorystycznedodał,
patrząc,jakdobrzekaloszezgrałysięzespódnicą,
rajstopamiibluzką.Szafir.Onateżlubiłaszafir
zapatrzyłsięnaszalik.Iteżbyłojejwnim
dotwarzy.
WgłosiePawłabyłyminorowetony.Chybazatobą