Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
chłodno,alesłonecznieirześko.Mogłabymprzysiąc,
żejadącwkierunkucentrum,czułamwpowietrzu
zapachpalonychogniskiwydawałomisię,ladachwila
drzewapokryjąsięczerwieniąizłotem.Niestety,
jedynymidrzewami,jakiemiałamszansęzobaczyć,były
starepalmy,aroślinnośćuparciebuchaławszystkimi
odcieniamizieleni.Letnieupałyprzeszłyjużdohistorii,
natomiastdeszczejeszczedonasniedotarły.Typowa
kalifornijskapogoda,nitolato,nizima,alewpowietrzu
czułosięjużjesień.Wprawiłomnietowdoskonały
nastrójipomyślałam,żemożepopołudniuwybioręsię
nastrzel​ni​cę.
Byłsobotniporanekiprzyszłamdopracy,żeby
nadgonićpapierkowąrobotęzrobićporządek
wrachunkachiprzygotowaćrozliczeniemiesięczne.
Siedziałamzabiurkiemzkalkulatorempodręką.Przede
mnąstałamaszynadopisaniazwkręconym,gotowym
dowypełnieniaformularzem,apolewejstronieleżały
czteryzaadresowaneigotowedowysłaniakoperty
zoświadczeniamipodatkowymi.Byłamtakpochłonięta
pracą,żedopierocichechrząknięcieuświadomiłomi,
żektośstoiwdrzwiach.Zareagowałambłyskawicznie
podskoczyłampodsufitzestrachu,jakbymysz
przebiegłamiponogach.Nieznajomyuznał
tonajwyraźniejzazabawne,alejapotrzebowałam
dłuż​szejchwi​li,byuspo​ko​ićroz​dy​go​ta​neser​ce.
NazywamsięAlvinLimardooznajmiłmężczyzna.
Prze​pra​szam,je​ślipa​niąprze​stra​szy​łem.
Nicnieszkodziodparłam.Poprostunie
wie​dzia​łam,żepantustoi.Przy​szedłpandomnie?
Je​ślipanijestKin​seyMil​l​ho​ne,totak.
Wstałam,wyciągnęłamrękęnapowitanie
ipoprosiłam,żebyusiadł.Zpoczątkupomyślałam,
żetojakiśbezdomny,alenicwjegowyglądzienie
po​twier​dza​łomo​jejteo​rii.
Miałokołopięćdziesiątkiibyłwychudzony.Długa,
wąskatwarzzwysuniętympodbródkiem,krótko
przystrzyżoneszpakowatewłosy.Pachniałcytrynową
wodąkolońską.Oczybrązowe,onieobecnymspojrzeniu.