Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wszystkiedzieciuderzająześmiechemkijamiwlód,wszystkie
zwyjątkiemjednegochłopcaztyłu,którywyglądanarównie
poirytowanegotymwszystkim,jakja.
–Wow,dzięki.–Staramsięprzyjaźnieuśmiechnąć.–Miejmy
nadzieję,że…eee…–robiępauzę.Wjakisposóbzapodaćmowę
dopingującąbezprzekleństw?–Miejmynadzieję,żebędziemysię
dobrze…bawić.–Toostatniesłowowypowiadamzduszonymgłosem.
Aaronprzyglądamisiętak,jakbymbyłkosmitązinnejplanety,
którynigdydotądnierozmawiałzdziećmi.Arozmawiałem?
Wkońcuklaszczeiprzenosispojrzenienadzieci.
–Notozaczynajmy!
Młodzihokeiścisięrozjeżdżają,wiedząc,zjakiejtercjibędą
startować.
Aaronodwracasięwmojąstronę.
–Dzisiajdzielimysięnagrupyićwiczymypowtórki.Tyzajmiesz
sięnajbardziejutalentowanymidziećmi,tymi,którebiorąudział
wzawodach.
Pokazujekijemnagrupkęćwiczącąnakońculodowiska
prowadzeniekrążkakijem.Każdączęśćoddzielajądużepoduchyipo
szybkimomieceniuspojrzeniempozostałychgrupstajesięoczywiste,
żeAaronprzypisałmniedotejnajlepiejznającejsięnarzeczy.
Sąnawetubraniwbluzyznazwiskaminaplecach.
–Nodobrze,czegowięckonkretnieodemnieoczekujesz?–pytam,
obserwując,jakgrupaokołoośmiuchłopcówwbijakrążkidobramki,
gładkoprzechodzączjazdyprzodemdojazdytyłem.
Aaronklepiemniemocnowplecy.
–Zacznijmożeodnaukisportowegozachowania?
Puszczadomnieoko,poczymodjeżdża,pozostawiającmnie
samemusobie.