Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Kilogramystraciszsiłąrzeczy.Alboprzeciwnie:przybędzie
ciich,jednakzostanąprzerobionenamięśnie,aniedoniczego
niepotrzebnefałdki…
–Kretyn!–Magdawystrzeliładoprzodu,podrzucającplecak.
–Noiczemuznowusięobrażasz?Mówiętylko,jakjest!–Kręcąc
głową,Damianodruchowospuściłwzroknajejpośladki.Ichpracajuż
przynosiłaefekty.TyłekMagdyapetyczniesięzaokrąglił,apod
materiałemlegginsówzarysowałysięmięśnie.
–Mówisz,mówisz…Wiem,żetylkomówisz–prychnęła,wciąż
idącprzedsiebie.
–Przypominam,żesamadomnieprzyszłaś.Wiedziałaś,jaki
jestem–odpowiedziałcicho,przenoszącspojrzenienawiewiórkę
skaczącąmiędzydrzewami.
–Wiem,jakijesteś…–Przystanęłaiobróciłasiędoniego.
Przezchwilęnieodrywaliodsiebiewzroku,wtotalnejciszy,
zakłócanejjedynieszumemwiatru.Magdajużmiałacośdodać,gdy
usłyszałazasobąradosne„dzieńdobry”wypowiedzianeprzezjakiegoś
turystę.Zerknęłaprzezramięigrzecznieskinęłagłową.Damianzrobił
tosamo.Potemwciszyruszylipodgórę.
–Zachwilęwyjdziemynaprzełęcz–powiedziałapokilku
minutach.
Damianmilczał.Zerkałnaswojebutyzminązbitegopsa.Tym
razemnaprawdęniezamierzałjejdogryzać.
–Słuchaj–westchnęła–wiem,jakijesteś,iniemamcitego
zazłe.Droczyłamsięztobątylko.Nodobra,możejestemtrochęzła,
boniewiem,conapchałeśdotegoplecaka,aleledwoidę…
–Zobaczysznagórze.
–Co?
–Comaszwplecaku.–Damianuniósłbrew.–Jeszcze
mipodziękujesz,jędzo.–Niczympięciolatekwysunąłjęzyk,