Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Niewzruszona,kiedypouroczystościgościeprędko
jąmijali,nawetnaniąniepatrząc.
Matkaszybkopodziękowałaksiędzu,uścisnęła
kilkanaściedłoniludziskładającychkondolencje,apotem
prawiebiegiemruszyławstronęsamochodu.Przystanęła
nachwilę.Spojrzałanacórkę,bezsłówpytając,czy
dołączydoniej.Leeodwróciłasiępowoli.Niepotrafiła
ukryćpogardydlajejzachowania.Ruszyławstronę
grobu,przyktórympracowalidwajmężczyźnizasypujący
dół.
Ciężka,mokraoddeszczuziemiauderzyła
wcharakterystycznysposóbowiekotrumny.Tengłuchy
dźwiękodbiłsięwmyślachLeewielokrotnie.Patrzyłajak
zahipnotyzowana,jakkolejnebryłyspadajądogrobu.
Odsunęłasię,żebyimnieprzeszkadzać.Zatonęła
wmodlitwie.Stałatakwstrugachdeszczudobry
kwadrans.Nigdziesięniespieszyła.Wzasadzie
przerażałająperspektywapowrotudodomu.Bezojca
tojużniebyłjejdom.Niebyłotamjużciepłairadości,
jakąwnosiłCharlesRoy.Niebałasięmatkianijej
wiecznychpretensji.Bałasię,żemożewybuchnąć.Mimo
wszystkozszacunkudlarodzicielkiniechciaławyrzucić
tego,coleżałojejnasercu.Wolałamilczeć.Tłamsić
wszystkowsobie.Wolałaodejśćbezpożegnania.
Zapomnieć.Nawetniemusiałazbytniosięwysilać,żeby
poczućsięjaksierota.Uważałasięzaniąodśmierciojca.
Rozejrzałasiędookoła.Cmentarzopustoszał.Nie
zauważyłanawet,kiedydwajgrabarzeodeszli.
Wspomnieniawróciłynagle.Pamiętała,żeprzyszła
tukiedyśzojcem.Byławtedymałądziewczynką.
Odwiedzaligróbznajomegotaty.Zafascynowało
jątomiejsce.Urzekłającisza.Takainna,takapodniosła.
Tajemnicza.
–Tak,topięknycmentarz.–CharlesRoyprzystanął
najednejzalejek.–Bardziejprzypominapark,aletak
właśniemiałobyć.Znalazłemkiedyśuojcaegzemplarz
„TheNewYorkTimes’a”,wktórymjedenzreporterów
zauważył,żekażdynowojorczykmatrzyambicje.
–DoktorRoyzrobiłprzerwę.Leeczekała