Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
żetenniedługotuwróci.Tacyjakonzawszewracali.
Leoszarpnąłtorbęizamaszystymruchem
przerzuciłprzezramię,jednocześniezaciskając
szczękęztakąsiłą,żenieprzyjemnybólprzeszyłjego
żuchwę.Wciszyiwtowarzystwiedwóchrosłych
klawiszyzostodprowadzonypodbramęgłówną
więzienia.Spokojnieobserwowałotwierającesię
zbrojonedrzwi,zaktórymitoczyłosięnormalneżycie.
Grudniowy,zupełniepozbawionysłońcadzieńprzywitał
gomroźnympowietrzem,którenieprzyjemniesmagało
mutwarz.Objąłsięramionami,czującprzeszywający
chłód.Żałował,żeniemiałprzysobiekurtki.
CoprawdamógłzadzwonićdoZbrochaipoprosić
odostarczenieodzieży,alezwyczajnieniechciał
gofatygować.Poradzisobie.Nieztakimisytuacjami
wżyciumusiałsięmierzyć.Pociągnąłnosemdokładnie
wchwili,wktórejjedenzgadówspojrzałnaniego
iburknąłzpogardą:
Wypierdalajiżebymciętuwięcejniewidział.
Chciałcośpowiedzieć,odgryźćsięalbozrobićcoś
bardziejspektakularnego,aleodpuścił.Splułpod
nogiklawiszaiprzekroczywszybramęwięzienną,
dostrzegłpierwszepłatkiśnieguwirującewmglistym
powietrzu.Przystanąłnachodniku,wśród
przechodniówmijającychgoobojętnie,imrużącoczy,
rozejrzałsiępookolicy.Zimnywiatricorazgęstszy
śniegsmagałyjegociało,wywołującdrżeniemięśni.
Poprawiłtorbęnaramieniuiruszyłprzedsiebie
zzamiaremkupnajakiejściepłejkurtki.Wkońcubył
wolny.Tylkoczynapewno?