Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
*
Zanurzyłustawaromatycznejkawieoniezwykle
intensywnymsmaku.Niepiłtakiejodponad
osiemnastumiesięcy.Taserwowanawzakładzie
karnymsmakowałajakpopłuczyny.Skostniałymidłońmi
objąłgorącykubek,pragnącchociażwniewielkim
stopniuogrzaćdłonie.Zatrzymałwzroknastrzelającym
iskramikominku,doktóregomłodakelnerkadorzucała
kolejnepolana.Dochodziłopołudnieimała,
klimatycznakawiarenkaodumnejnazwieKontynenty,
mieszczącasięnaRynkuStaregoMiastawGrudziądzu,
zaczęłazapełniaćsięklientami.Przyjemnyharmider
wdzierałsięwuszyLeo,zakłócającatakującegomyśli,
akrótkie,momentamiwręczuwodzicielskie,spojrzenie
kelnerkibyłoprzyczynądyskomfortuwokolicach
krocza.Odwróciłwzrok,odsunąłodsiebiekubek,który
opróżniłkilkomadużymiłykami,przedsobązaśrozłożył
lokalnągazetę.Musiałznaleźćjakieślokumipracę.Jak
najszybciej.Ujemnatemperaturaniesprzyjałanocnym
tułaczkom,aopowrociepodskrzydłaZbrochanie
chciałnawetmyśleć.Doskonalewiedział,
żepowydarzeniachsprzedniemaldwóchlatniebyłby
wstaniespojrzećwoczyludziom,którzytraktowali
gojakswojedziecko.ZarównoZbroch,jakijego
małżonkadalimuserceidachnadgłową,przyjęli
godoswojejrodziny.Aonichzawiódł.Podziśpamiętał
głośnąrozpaczMaryliwchwili,wktórejpolicjasiłą
wyciągałagoskutegozichmieszkania.Zawiódł.
Zresztązawszezawodził,takjużmiał.Byćmożesłuszne
byłospostrzeżeniemówiące,żegenówsięnieoszuka,