Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Tojakieśdwakilometryodemnie.Lubiłemtenocne
spacery,bowtedybardzowyraźnieprzesuwałymisię
przedoczamiróżnescenyzdzieciństwa,atolubię
najbardziej.Dochodziłemdomurkuoddzielającego
plażęodbulwaruisadowiłemsięnanimzdyszany,
wzrokiemszukającjej.
Prawiezawszetamstała.Wchłodnymświetlegwiazd
iksiężycazdawałasięjeszczepiękniejsza.Ach,jak
jalubiłemtenocneiwczesnorannespacerydoSilsili,
abypopatrzećprzezchwilęnanią.Ustawiałemsobie
budziktak,abyobudzićsięjakieśczterdzieściminut
przedpierwsząmodlitwą,zaspanymyłemsięostrożnie
wumywalce,abystrącićresztkisnówitak,abynie
pozatapiaćmałychmuszek,któreniewiadomodlaczego
zawszeusadawiałysięwumywalceotejrannejporze,
iwmilczeniuszybkim,równymkrokiemszedłemprawie
pustymotejporzebulwaremzgłowąpełnąobrazków
zdzieciństwa.Mówię„wmilczeniu”,bojabardzoczęsto
szepcędosiebie,kiedychodzę.Aleidącnaspotkanie
znią,nicnieszeptałem,zatopatrzyłemnapółsenne
jeszczemorze,pośródjegołagodnychfalwidzącsiebie
zwisającegoztrzepaka,wfajnychtrampkach
zCzechosłowacji,któreprzywiózłmitata.Nicnie
mówiłemwtedy,nicniemruczałempodnosem.Morze
szeptałozamnie.Nadstawiałemucha.Dziwne,dalekie,
nierealnesłowa.Poarabsku,grecku,hebrajsku,
popolsku...popolsku...
No,aonacałyczastambyła.Stałanieruchoma,
zprzekrzywionągłową.Któregośrazu,tobyłozadnia,
wziąłemzesobąaparat,żebyjejzrobićzdjęcie,ale
wmomencie,kiedyprzyłożyłemokodoaparatu
izobaczyłemjejsmutnyuśmiech,pomyślałem,
żetobyłobyzupełnienienamiejscu.Żenieruchoma,
płaskafotografiauczyniłabymartwą,odarłabyzjej
piękności.Niezrobiłemzdjęcia,nie.
Potemwracałemzplażybulwarem,naktórymjuż
czasamirozstawiałswójubogikramMamdouh,
sprzedawcagorącejkukurydzy,potemprzechodziłem