Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ktowtedymyślał…Banialuki!
Tymrazemumilknąćmusielijużnadobreboskoronie
przyniosłyskutkuposykiwania,przemknąłwzdłużliniiłącznik,
przyglądającsięgniewnietwarzomiszukającwinnych
niesubordynacji.
ByledośwituszepnąłjeszczeKowalski.
Byle…
Jeszczezdążyliwrócićdokoszar,zdążylisięnaczekać.Czekanie
najgorszeusłyszałnawetKot,jakmówilimiędzysobąkoledzy,jakby
wgręwchodziławizytaudentysty.Choćrzeczywiście:czekaniechyba
najgorsze.Aonsamczymiałnadzieję,żewszystkorozejdziesię
pokościach?Polatachoczywiściegotówbyłtwierdzićstanowczo,
żenanicpodobnegonieliczył.Alewtedyczymożnabyłoniemieć
złudzeń?
wreszcienaprawdęsięzaczęło.Najpierwgłucho,nisko,
zoddali.Zkoleistrzałyzbliskazabrzęczałynatrętnieniczymataki
komarów.
Iodrazusadzilizajęczesusy:przezrowy,uskoki,przezpola.Byle
sięniepotknąć,nieprzewrócić,niepaśćtwarząwziemię.Odwrót,
kurwamać,bonibyatakusięspodziewali,ajednakniepotrafili
zareagowaćnańinaczej,niżwiejącwtepędy.Owegopierwszego
porankaNiemcyniemalbezoporuzajęliOrłowoidworzecwWielkim
Kacku.
Zatonocąkontrnatarcie.Terazniebiegli,aszli:zgarbieni,
czujni,krokiznówstawiającdługie,aleizamaszyste,pewne.
Naprzedzie,wzwiadziepedałującykliści,toonidająsygnałdoataku
miłopatrzeć,gdytymrazemuciekają,zaKolibki,zagranicę,
Niemcy.
Itaktosiędzieje:razoni,hyc,doprzodu,razmykrokpokroku.
Trzeciegodnia,abyłatoniedzielaświęto,wielkieświęto!