Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
śmieciamizalegającymiwzsypieimieszkającymi
nasamejgórzemenelami.Aledziękitemu,żeblokbył
takwysokiiwielubyłomieszkańców,toniemusiałem
nikogoznać,nikomumówić„dzieńdobry”.Byłem
wiecznymnieznajomym.Rozpoznawaliśmysięzsąsiadką
ztejsamejklatki,alebezjakiejśspecjalnejsympatiiczy
zażyłości.
Mieszkałemwdwupokojowymmieszkaniunasiódmym
piętrze.Dotarłemtamwindą.Czasemchodziłem
schodami,aleraczejwtedy,gdybyłemwkurzony
ipotrzebowałemrozładowaćnapięcie.Albopijany,
apodróżautobusemniesprawiła,żewytrzeźwiałem,
achciałemspokojniezasnąć,bezrzygania.Tymrazem
byłozupełniespokojnie,więcwindapozostawała
najlepsząopcją.
Byłempadnięty,niebyłoczegorozładowywać.
Wszedłemcichodomieszkania.Zdjąłembuty.Odrazu
teżzacząłemzdejmowaćspodnie,koszulkę.Bokserki
iskarpetkiściągnąłemwłazience,gdziewrzuciłem
jedokoszanabrudnąbieliznę.
Zarazpotemodrazuprzeszedłemdołóżka.
Cotakszybko?
SpodkołdrywyłoniłasiętwarzMoniki,mojej
dziewczyny.
Drętwobyłoodparłem.
Takzupełnie?
Mhmpotwierdziłembezjakichkolwiekemocjiw
głosie.
Notrudno.
Odwróciłasięnabok,plecamidomnie.
Dobranocmruknęła.