Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
DrogipanieEdmonstone!Mójukochanydziadekzmarł
dziśranooszóstejgodzinie.Miałatakapopleksjiwczoraj
wieczoremidotegoczasuniewymówiłjużanisłowa,
choćzdawałosię,żemniejeszczepoznaje.Przynajmniej
niewielecierpiał.Markhammapoleconeurządzenie
wszystkiego.Chcemy,abypogrzebodbyłsięwewtorek:
mamnadzieję,żebędziePanmógłbyćobecny.
NapisałbymdomegokuzynaFilipaMorville,gdybymznał
jegoadres;spodziewamsięjednak,żepanraczy
muprzekazaćsmutnąwiadomość.Przebaczmi,Panie,
tenlistnie​czy​telny.Samza​le​d​wiewiem,copi​szę.
Przy​wią​zany
Wal​terMo​rville
Biednychłopiec!wyrzekłFilip.Listtenświadczy
ogłę​bo​kimuczu​ciudodziadka.
Jakietosmutne,żepozostałtamsamjeden
po​wie​działapaniEd​mon​stone.
Bardzosmutnepowtórzyłjejmąż.Muszę
wy​je​chaćna​tych​miast.Nie​praw​daż,Fi​li​pie?
Naturalnie.Sądzę,wypada,abympojechałztobą.
Niechciałbymnajmniejsząrzecząubliżyćpamięcitego
bied​negostarca.
Maszsłuszność,takwypadaodrzekłpan
Edmonstoneonbyłzawszebardzodlanasuprzejmy;
awiesz,żeoprócztegomłodegochłopcatyjesteśjego
naj​bliż​szymspad​ko​biercą?
MałaCharlottazadrżała,spoglądającnaAmelię.Filip
zaśod​parł:
Otymniewartonawetmyśleć;leczponieważteraz
onijajesteśmyjedynymiprzedstawicielamidwóchlinii
roduMorville’ów,mnieniktniezarzuci,jeślidawna