Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
kamelia.Spozaliścidostrzecmożnabyłouśmiechniętą
twarzyczkęibłyszczącelokitej,którająniosła.
PodziękowałaFilipowiipodeszładoKarola,chcąc
mupokazaćroślinę.
–Jakto!?Tylkojedenkwiat?–wykrzyknął.
–Tak,alepopatrzjakwieletupączków!Azresztączy
kwiatektenniewydajecisiędostateczniepiękny,czynie
podobacisiętaolśniewającabiałośćitaregularnośćjego
płatków?Jestemdumna,żepokonałammamę
iwszystkichogrodników!Innekamelieniezakwitną
prędzejjakzapiętnaściedni,atapojedzienawystawę
ogrodniczą.Samuelbardzoniechętniemijąpowierzył,
abymmogłacijątutajprzynieść,choć
tojająwychowałam,anieon.
–Teraz,Amy–powiedziałFilip,gdykwiatotrzymałjuż
pochwały,najakiezasługiwał–pozwólmipostawić
jąnaoknie.Tojestdlaciebiezaciężkie.
–Och!Uważaj!–zawołałaAmelia.Leczjużbyło
zapóźno.GdyFilipodbierałdonicęzjejrąk,samotny
kwiatekpotrąconyostoliczekKarolaoderwałsię
odrośliny.
–Amy...jakżemiprzykro!Jakaszkoda!Jakmogłembyć
takniezgrabny!
–Mniejszaoto–odrzekła–kwiatdługojeszcze
zachowasięwwodzie.
–Cozanieszczęście!Jestemprawdziwiewrozpaczy,
szczególniezpowodutejwystawyogrodniczej.
–PrzeprośSamuela–odpowiedziałaAmelia–
onbędziebardziejzmartwionyniżja.Jestempewna,
żemójbiednykwiatekbyłbyzmarzłinigdyjużwięcejnie
podniósłgłówki.
Głosjejbrzmiałwesoło,leczKarol,którywidziałjej
twarzwlustrze,zdradziłją,mówiąc: