Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dachamidochodzidopojedynków.Wzaledwie
kilkumetrowychodstępachprzelatująnadnaszymi
głowamidwamyśliwce.Tenztyłuostrzeliwuje
nieprzerwanieściganąmaszynę,zktórejnanaszych
oczachzostajetylkoszkielet.Natlespichlerzywidać
wyskakującegopilotarunąłnaziemię,zanimotworzył
sięspadochron.Jegopłonącamaszynalecidalej,
aści​ga​ją​cyna​wra​caostrowgórę.
RozglądamsięispostrzegamobokmnieDoktorę,
nasząmłodąlekarkęasystentkę.Właśnieprzyjechała
zKönigsbergu,dokądwysłaliśmynawypoczynek
urodzicówpoprzebytymciężkimdyfterycie.Nie
wytrzymałatamjednakzbytdługotargananiepokojem
ruszyłaokrężnymidrogamiiwojskowymtransportem
dotarłanocąwokolicemiasta.Brnącpodprądtłumu
uchodźców,bliskabyłazawrócenia,gdyżzapewnianoją,
żeRosjaniejużwmieście.Terazcieszymysięoboje,
żeudałosięjejprzedrzeć,choć,prawdępowiedziawszy,
nictuponiej.
Okołotrzeciejpopołudniurozlegasiębuczek
namiastkaniedziałającychjużsyreniwzywaresztę
mieszkańcówdoostatecznegoopuszczeniamiasta.
Odprowadzamypozostałepielęgniarkinadworzec,gdzie
stoipodparąostatnipociąg,imachamyimzulgą,kiedy
wzapadającymzmrokupociągpowoliopuszcza
zagrożonyterendworcowyiwolnotoczysięnazachód.
NaperoniepozostałaznamipanizZachodu,która
odwiedziłanasjużwcześniejwszpitaluipomogła
zataszczyćnadworzecnoszezaładowanewalizkami
sióstr.Tymczasempożegnałasięjużpsychicznie
ifizyczniezeswymimeblamiiześmiechemobiecuje
wyjechaćsamochodemzmiastaprzynajbliższej
nada​rza​ją​cejsięoka​zji.
Wró​ciw​szydoszpitala,najadamysięwkuchnijeszcze
razdosyta.Szafystojąotworemiwszystkiegojest
jeszczepotrochu.Odmiesięcykażdegodniawmyślach
przygotowywalmysiędopożegnania,więcteraznie
możemypoddaćsięsmutkom.Ostatniegodziny
kończącejsięepokitrzebaprzeżyćprzytomnie