Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Żegnamcię,Gateshead!zawołałam,gdyminąwszyhall,
wychodziłyśmyfrontowymidrzwiami.
Księżycjużzaszedłibyłobardzociemno;światłolatarni,którą
Bessieniosła,migałopomokrychstopniachiżwirzedrogirozmiękłej
wświeżejodwilży.
Ostryichłodnybyłtenzimowyranek,szczękałamzębami,idąc
szybkoaleją.Świeciłosięwportierni:doszedłszytam,zastaliśmy
odźwiernąrozpalającąwłaśnieogień.Walizkamoja,przyniesiona
tupoprzedniegowieczoru,stałaprzydrzwiachobwiązanasznurami.
Brakłotylkokilkuminutdoszóstej,azaledwiegodzinatawybiła,
dalekiturkotkółzwiastował,żedyliżansnadjeżdża.Stanęłam
wdrzwiachiśledziłamjegolatarniezbliżającesięszybko
wciemności.
Czyonajedziesama?zapytałaodźwierna.
Tak,sama.
Ajakdaleko?
Pięćdziesiątmil.
Takadługadroga!Dziwięsię,żepaniReednieboisiętakdaleko
puścićdzieckasamego.
Dyliżanspodjechał;otostałprzedbramą,zaprzężonywcztery
konie,naładowanypasażerami.
Konduktoriwoźnicagłośnonawoływalidopośpiechu.
Wwindowanomojąwalizkę,zabranomniezobjęćBessie,
doktórejtuliłamsię,obsypującpocałunkami.
NiechsiępanniądobrzeopiekujezawołałaBessie,gdy
konduktorwsadzałmniedośrodka.
Dobrze,dobrzeodpowiedział;drzwiczkizatrzaśnięto,jakiśgłos
zawołał:„Wszystkowporządku!”iruszyliśmy.
WtensposóbrozstałamsięzBessieizGateshead;wtensposób
dyliżansunosiłmniewświatnieznany,ajakmisięwtedywydawało,