Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ZBewickiemnakolanachczułamsięwowejchwiliszczęśliwa,
aprzynajmniejposwojemuszczęśliwa.Bałamsiętylko,żebyminie
przeszkodzono;niestety,stałosiętoażnazbytprędko.Otworzyłysię
drzwiodsalonu.
–Hę!Pannomrukliwa!–usłyszałamkrzykJohnaReeda,lecz
nagleumilkł;pokójwidoczniewydałmusiępusty.–Gdzie,ulicha,
onamożebyć?–wołałdalej.–Lizzy,Georgiano–wołałnasiostry
–Janetuniema;powiedzciemamie,żewyleciałanadeszcz,nieznośne
zwierzątko!
„Dobrzezrobiłam,żezaciągnęłamzasłonę”–pomyślałam,gorąco
pragnąc,bynieodkryłmojejkryjówki.JohnReedniebyłbyjejodkrył
samodzielnie;niebyłonanibystry,anipomysłowy,aleElizawtejże
chwiliwsunęłagłowęprzezdrzwiiodrazupowiedziała:
–Siedziprzecieżweframudzeokiennej,John!
Jateżnatychmiastwyszłamzukrycia,gdyżdrżałamnamyśl,
żemnieJohnstamtądwyciągnie.
–Czegochcesz?–zapytałambardzozalękniona.
–Powiedzraczej:„Czegopaniczchce”–odpowiedział.–Chcę,
żebyśtuprzyszła!
Izasiadłszywfotelu,wskazałmigestem,żemamsięprzybliżyć
istanąćprzednim.
JohnReedbyłczternastoletnimuczniem,oczterylatastarszymode
mnie,gdyżmiałamwtedydziesięćlat.Byłdużyitęginaswójwiek,
onieczystejiniezdrowejcerze,grubychrysachnarozlanejtwarzy,
ciężkiejbudowieiwielkichrękachinogach.Objadałsięzawszeprzy
stole,cowpływałoźlenajegowątrobę,powodowałomętnośćoczu
iobwisłośćpoliczków.Powinienbyłznajdowaćsięwszkole;jednakże
matkazabrałagododomunamiesiąclubdwa„zpowodudelikatnego
zdrowia”.PanMiles,nauczyciel,utrzymywał,żeJohnbyłby
najzupełniejzdrów,gdybymunieprzysyłanozdomutyleciast