Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Sprzedawcynawoływaliprzechodniów,amaszyny
lunaparkuhałasowałydzwonieniemikrótkimi
melodyjkami.Wwodospadziedźwiękówtrudno
pielęgnowaćżałość.
Spróbowałemsiłnastrzelnicy.Potemprzystanąłem
podkaruzelą,bykupićpopcorn.Zlękiem
wpatrywałemsięwmetalowesiedziska,którekręciły
sięnaszczyciewysokiegosłupa.Bałemsię,żezaraz
runie,akrzesełkapolecądalekowkosmos.Zanic
wświeciesambymtamnieposzedł.Możegdybym
znalazłsiętuzkimś,todałbymsięnamówić
naprzejażdżkę.Podzieliłbymfrajdęistrach.Alebyłem
sam.Niedzieliłemsięznikim.
Jazdakaruzelązakończyłasię.Kolorowekrzesełka
opadłymiękkonaziemię.Tużobokmnieprzeszła
wysoka,chudakobieta.Najejzniszczonejtwarzy
czerwieniłsięrumieniecemocji.Uśmiechałasię
drętwo,jakosobanieprzyzwyczajonadodobrej
zabawy.Zaniądreptałabodajdziesięcioletnia
dziewczynkawsukiencewbłękitnegroszki.
–Szkoda,żeEleniemogłaznamipójść
–powiedziała.
–Wiesz,żeEleszkodząemocje–odpowiedziała
niecierpliwiekobieta.
Gdymatkaicórka–wydałomisięoczywiste,
żesąspokrewnione–oddaliłysię,usłyszałemzasobą
konfidencjonalnyszept.
–BiednapaniKlems!Trafiłojejsięobłąkanedziecko.
Wgłosiepobrzmiewałyudawanewspółczucie
iledwieskrywanasatysfakcjazcudzegonieszczęścia.
Nieodwróciłemsię,bysprawdzić,ktomówi.
ZapamiętałemjednakpaniąKlems,matkęobłąkanego
dziecka,którymniebyładziewczynkawsukience