Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Jestembezwstydna!szepnęładosiebie,gasząc
świecę.Deszczpadałcorazwiększy,szeleściłnadachu,
bębniłwokna,skwierczałwwylotachrynien,szumiał
naasfalciepodwórza.
Niekiedyrozlegałsięturkotdorożkiichlapaniekopyt
końskichwwodziepłynącejcałąszerokościąulicy.
Jakzimnomusibyćtym,którzywracajądodomu
pomyślałaMadzia.
Przebiegłydreszcze,więcmocniejowinęłasię
wkołdręiza-snęła.Śniłojejsię,żepaniLatterwcalenie
gniewasięnanią,żeZochnajestjużnapensjipierwszą
uczennicąiżecodzieńnosipąsowąkokardęzawzorowe
sprawowanie.Jestzaśtakwyjątkowopilnaigrzeczna,
żedlaodróżnieniajejodnajpilniejszych
inajgrzeczniejszychuczennicpaniLatterkażejejnawet
sypiaćzpąsowąkokardą.
SenówwydajesięMadzitakniedorzecznym,
żewybuchaśmiechemibudzisię.
Budzisięisiadanałóżku,ponieważwkorytarzu
słychaćpukaniedodrzwinaprzeciwko.Jednocześnie
wsaliszepczektoś:
Maniu,słyszysz?…
Niemówdomnie,bojaokropniebojęsię…
Możetozłodziej?…
Cotymówisz?…TrzebazbudzićpannęMagdalenę…
Janieśpię,dzieciodzywasiępannaMagdalena
idrżącąrękązapalaświatło.Aponieważpukaniesłychać
znowu,więcszybkowdziewapantofelki,narzuca
szlafroczekiidziezeświecądodrzwi.
Ach,niechpaniniechodzinakorytarz,tammuszą
byćzbójcy!…mówijednazdziewczynekichowagłowę
podpoduszkę.
Innenakrywajągłowękołdramitakstarannie,
żeniektórymwidaćgołestopy,anawetkolana.Jedna
zaczynadrżećjużdrżąwszystkie,drugazaczyna