Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wbezpiecznejodległości.Cobyłośmieszne,boprzecieżznaliśmysię
odlat.Wpadliśmynasiebiekrótkoprzedpierwszymsemestrem
nakampusie,kiedyobojeszukaliśmymieszkania.Dokładnierzecz
biorąc,poznaliśmysięprzedtablicązofertamiwynajmu
ispontaniczniezdecydowaliśmyowynajęciunaspółęmieszkania
studenckiego–aznaliśmysięzaledwiepięćminut.
Brzmijakszaleństwo?Boinimbyło.Dotegoczasuobojejuż
wiedzieliśmy,żeznalezienienapoczątkusemestrudwupokojowego
mieszkaniawtymmieściejestzwyczajnieniemożliwe,wynajęliśmy
więccoświększegoizaczęliśmyszukaćekipy.Pierwszyprzyłączyłsię
Lincoln,potemElizaikolejnywspółlokator,któryjednakdonasnie
pasował.PokolejnejzwieluprzegranychpartyjekwUNOspakował
swojerzeczyiwyszedł.PóźniejwprowadziłsięParkeriodtamtejpory
nicsięwtejkonstelacjiniezmieniło.
Taaa…Znówodpływałemmyślami.Alektobysięspodziewał,
żetakcholernietrudnobędziewyznaćkomuśswojeuczucia?
Jazwyklesięniepowstrzymywałeminawijałembezprzeszkód,
tuiterazjednakmójmózgwydawałsięnapotykaćichcałesetki.
Wielkiedzięki.
–Okej,więc…–Odetchnąłemgłęboko,abyprzejąćkontrolęnad
dudnieniemwmojejklatcepiersiowej,izacząłemodruchowoobracać
bransoletkinalewymnadgarstku.
Większośćznichtopamiątkizkonwentówgamingowych
ikoncertów,dwiepodarowałymimałebratanicenaBożeNarodzenie.
WąskazczarnejskórybyłaodSophie–prezenturodzinowysprzed
dwóchlat.
–Tak…?–Pytającoprzekrzywiłagłowę,szukającmojego
spojrzenia,ponieważznówunikałemjejwzroku.
Wytarłemwilgotnedłonieospodnie,ponowniesiędoniej
odwróciłem,otworzyłemusta–izamarłem.Cholera,cholera,cholera.
Słowauwięzłymiwgardle.
–Cole?–ponagliłaSophie,kiedypominuciewciążniemogłem
wydobyćgłosu.Przezjejtonnatomiastpowoliprzebijałniepokój.
–Cosiędzieje?