Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział3
Sophie
Cisza.
Napiętacisza.
Zamrugałam.Odczekałamchwilę.Zamrugałamjeszczeraz.
Idopierowtedyodważyłamsiędopuścićdosiebiejakąkolwiekmyśl
ireakcję.
Tożart,prawda?Tomusibyćżart.Coleniemógłtegopowiedzieć
naserio.
Nawetniezauważyłam,kiedymójwzrokoderwałsięodjegopełnej
wyczekiwaniatwarzyizacząłgorączkowoprzeskakiwaćzjednego
kątapokojudodrugiego,potemskierowałsięnasufitiwkońcu
napodłogę.
Coleodchrząknął.
–Cotyrobisz?Czegoszukasz?
–Ukrytejkamery.–Słowawymsknęłysięzmoichust,zanim
wogólezdałamsobiesprawęztego,cowłaściwierobię.Aleczyktoś
mógłbymiećmitozazłe?
Rok.Całycholernyrokwalczyłamzeswoimiuczuciamidotego
faceta.Dusiłamjewsobie,ignorowałam,wypierałamiprzepłakałam
niejednąnoc,gdychodziłzinną.Ilerazyzadawałamsobiepytanie,jak
bardzozłymjestemczłowiekiem–tylkodlatego,żepragnęłamczegoś,
czegoniemogęmieć…Bospełnieniemojegomarzeniaoznaczałoby
rozstaniedwojgaludzi,którzystanowiliszczęśliwąparę.
Nienawidziłamsię,przeklinałamswojegłupieuczuciaitylerazy
musiałambraćsięwgarść,żezapomniałam,cowłaściwieoznacza
mócsięwyluzować.Ipoprostuodpuścić.
AlenawetkiedyColenizgruszki,nizpietruszkipodczasostatniego
latazerwałzMallory,aonawysłałamuwramachzemstylist