Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Nie,dziękujęprzerwałmi.Niebawmysię
wkurtuazję.Obajjesteśmyświadomi,żeniewpadłem
tunapogawędkęwprzyjacielskimtonie.
Posekundziewahaniazamknąłempokrywę
ipozostawiającnieutulonywżalubarek,usiadłem
wfotelunaprzeciwkogościa.Patrzyłemwjegooczy
iusiłowałemokreślićtypuczuć,jakiedoniegożywiłem,
alewychodziłomiciągle,żejestmipoprostuobojętny.
Itaknieźlejaknajednegozcesarzypodziemia.
Mamdlapanarobotę,panieYeates.
Zrobiłprzerwęijeszczeuważniejwpatrzyłsię
wemnie.Wzruszyłemramionami.Honeycombesięgnął
dokieszeniiwyjąłprostokąttrapiglasuzwtopioną
licencjądetektywa.Oparłdłońostolikizakręcił
prostokątemwpalcach.
Potrzebnymijestdetektyw…powiedział.Może
tobrzmiśmiesznie…Terazzkoleionwzruszył
ramionami.Obracanawpalcachlicencjaregularnie
uderzałarogiemoblatstołu,wydająccicheplastykowe
pyknięcie.Zwalczyłemwsobiechęćzerknięcianadobrze
znanemizdjęcie,dopieropiątąwersjękomputeruznał
zawystarczającopodobnądooryginału.Możedlatego
uważałem,żemojąlicencjąmożeposługiwaćsiędowolny
obywatelkraju.Nieśmiejesiępan?zapytał.
Pokręciłemgłową.Dziwne…rzekłdosiebie.Samsię
śmiałem:mogęrzucićdobojukilkatysięcyróżnego
rodzajukozaków,ajednocześniemamgłębokie
przeświadczenie,żetoniewystarczy.
Poczułem,żegdzieśztyłunadleciałmałycienkipocisk
iwwierciłmisięwczaszkę,niemalnatychmiast
bezgłośnieeksplodując.Cośsięprzetarłowmojejgłowie
potymwybuchu.
Idlategozgłaszasiępan,właśniepan,dobyłego
detektywaomiernychkwalifikacjach,comoże
poświadczyćkilkusetpolicjantówwnaszymokręgu,
zprzeciętnymiwynikami,okiepskimstaniezdrowia
ifatalnychmanierach…