Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
jednakgrzeczniepojechałdoBostonuizacząłstudiowaćarchitekturę.
Nigdyotymnieopowiadał.Wprawdziewiedziałam,żeniejest
szczęśliwynastudiachiżeniecieszysięzperspektywyprzyszłego
zawodu,aleniemiałampojęcia,żewgruncierzeczyniebyłtożaden
wybór.Ajużnapewnoniejego.Zdrugiejstrony,samazataiłamprzed
nimzbytdużorzeczy,żebyterazmócrobićmuztegopowodu
wyrzuty.Zadajęsobietylkopytanie,dlaczegonicmiotymnie
powiedział.Czyjużdawnopogrzebałswojemarzenia?Czyjeszcze
czasemonichmyśli?
–Acoztobą?–pytam,żebyoderwaćsięodtychrozważań.
–Dlaczegoniezaczęłaśpracywrodzinnymprzedsiębiorstwie?
Jejpełneustawykrzywiająsięwgrymasie.
–Bomojabuntowniczafazajeszczesięnieskończyła.Aleszczerze
mówiąc,myślę,żetataiwujekQuentinnadalwgłębiduszymają
nadzieję,żenastąpijeszczetakidzień,kiedyodkryjęwsobiemiłość
doarchitekturyisięopamiętam.–PrzyostatnichsłowachLexirobi
wpowietrzupalcaminiewidocznycudzysłów.–Conigdysięnie
zdarzy.Niemadlamnienicnudniejszego,niżprojektowaniejakichś
koszmarnychbiurowcówczyhoteli,zgeometriiprzestrzennejzawsze
byłamkompletnymzerem,anamyślotym,żeresztężyciamiałabym
spędzićwjakimśdusznymbiurze,mamochotęwyskoczyćprzezokno.
–Słowajeszczenieopuściłynadobrejejust,ajejoczyzdążyłyjuż
rozszerzyćsięzprzerażenia.–O,kurczę.Sorry.Tobyłidiotyczny
tekst.
–Nie.–Potrząsamgłowąikuwłasnemuzaskoczeniumuszęsię
uśmiechnąć.–Byłjaknajbardziejnamiejscu.
–Nie,tobyłoniedelikatnei…
–Dziękuję–przerywamjejiodkładamnawpółzjedzonegobajgla
napapierowątorebkę.
Leximarszczyczoło.Robiwrażeniezdezorientowanej.
–Zacomidziękujesz?