Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Trochęseplenił.
TysiąctrzystaprzerwałmuFronasz.
Kurspowrotny?zapytałMarcin.
Nie.
Dobra.
Fronaszotworzyłdrzwi.Chłopakodrazusiadłzakierownicą,
sprawdziłbiegi,puknąłwtablicę.
Dasiętymjeździćpowiedział.
NotojedźMartyniecwgramoliłsiędośrodka,byłmokry,ale
nieczułzimna.
JednopytanieMarcinprzyjrzałsięFronaszowi.
Tak?
Jesteśmylegalni?
Tysiącsześćset.
Jasne.Mamjechaćostrożnie?
Normalnie.
Ruszyli,achłopakprzeżegnałsię,nacoMartynieczaklął
wdowóduznania.
Ech,tradycjaświsnąłprzezzębyiułożyłsiędospania.Fronasz
postanowiłprzesiedziećnocobokkierowcy.Miałtylkojednożyczenie,
żebydowieźćtowar,żebydotrzećprzedświtemiżebygarażebyły
takie,jakgozapewniano.Amen.
Bylebezniespodzianekmruknął.
Aco,kurwa,przewidujesz?Martyniecprzedsnem
(apoalkoholu)bywałgadatliwy,coFronasztymrazemzlekceważył,
podejrzewającrozluźniającedziałanieniejednejwhiskey.
Atyśpijpowiedziałdoniego,sięgającpopapierosa.
PoczęstowałMarcina,aletenodmówił.Podziękowałgrzecznieiodtej
chwiliobajintensywniewpatrywalisięwdrogę.Chłopakazpoczątku
trochęniepokoiłomilczenieFronasza,wkońcujednakprzestałzwracać
naniegouwagę.Niechciałomusięrozmawiaćotejporze,zresztą
wolałwiedziećmniejzasumęniżwięcej.Fronaszowipasowała
cisza.
Drogabyłamokra,światłamijanychsamochodówrzucały
niepokojącespojrzenianapowolnąciężarówkę,alejechalizgodnie