Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Dalejruszyłamwdużolepszymnastrojuianirazunieprzekroczyłam
dozwolonejprędkości.WOstrowiezatrzymałamsięnazakupy.Niewypadaprzecież
zwalićsiękomuśnagłowębezzapowiedzi,nieprzywożącnawetprezentówdladzieci.
Pewnestandardyobowiązująnawetzałamanychuciekinierów.
Domiasteczkawjechałamwczesnymwieczorem.Przezchwilębłądziłamw
plątaniniekrętychuliczek.Dawnotuniebyłam.Ostatnirazchybanachrzcinach
Michała,pięć,możesześćlattemu.
Niebyłatoprzyjemnauroczystość.Piotrupiłsięiwywołałkarczemną
awanturę.Niepotrafiłsiępogodzićzkalectwemsyna.Czaspokazał,żeniepotrafił
równieżbyćanimężem,aniojcem.
Dojechałamdorzeki.Wkońcuznajomaokolica,mostek,zakrętwlewoi
kilkasetmetrówpodgórę.Nareszciewdomu!
Teresamieszkaławmałymdomkuzogródkiemnaperyferiachmiasteczka.
Podjechałampodfurtkęizatrąbiłamgłośnodwarazy.Żadnejreakcji,domstałcichyi
pusty,jakwymarły.Zamkniętenagłuchookienniceodbierałyresztkinadziei.W
desperacjiszarpnęłamkilkakrotniezaklamkę,obeszłambudynekdookołai
zrezygnowanausiadłamnaschodach.Resztkienergiiuszłyzemniejakpowietrzez
przekłutegobalonika.
Bezostrzeżeniawróciłyczarnemyśli.
Czegosięwłaściwiespodziewałam?Radości,powitaniazełzamiwoczach?W
tejhistoriihappyenduniebędzie.Teresawyjechała,amożejużtutajniemieszka.
Przecieżwogólenieinteresowałamsięjejżyciem.Wysyłałamgotowąkartkęnaświęta
inawetniezadzwoniłam,żebyspytać,cosłychać.
Niemogłamdłużejoszukiwaćsamejsiebie:byłampodła,samolubnaibez
serca;zostałamsłusznieukaranaprzezlos.
Usiadłamnaschodach,ukryłamgłowęwramionachizanurzyłamsięw
bezkresnymoceanierozpaczy
Trudnopomyślałamprześpięsięwsamochodzie,aoświciewyruszęnad
morze.Będęspacerowaćpoplaży,smaganawiatremideszczem,icierpiećw
samotności.Wprawdzienajlepszedotegocelupodobnoszkockiewrzosowiska,ja
jednakmuszęniestetyzadowolićsiębałtyckimipiaskami.Wiedziałamtylkojedno
nigdyniewrócędodomu!
*
Marta!Marta!!!Chłopcy,ciociaMartaprzyjechała!Przywitajciesięgrzecznie
usłyszałamradosnygłosTeresy.
Powoli,bardzopowolizaczęłamwracaćdorzeczywistości.Tonącw
przyjaznychobjęciach,tajałamirozklejałamsięcałkowicie.Wgłowiepulsowałami
tylkojednamyśl:niemuszęjużjechaćnadmorzeicierpiećwsamotności.
Długoczekasz?ByliśmynazakupachwOstrowie,dziecitakszybkorosną,au
nasniemażadnegowyborupaplałabeztroskoTeresa.Zdążyłajużotworzyćdrzwii
przyjaznymgestemzapraszałamniedośrodka.
Milczałamuparcie,niezdolnadożadnejreakcji.Przedłużającasięcisza
zaniepokoiłaTeresę.Spojrzałanamnieuważnieswoimimądrymiszarymioczyma.
Marta,dlaczegonicniemówisz?Gadajnatychmiast,cosięstało!zażądała
stanowczo,zcharakterystycznąnutąwgłosie,właściwąludziomprzejętymcudzym
losem.
Poczułamogromnąulgę.Komuśnamniezależy!
8