Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział3
Wdeszczuzajechałaczarnaosobówkaburmistrza.Zobaczyłamzza
firanki.Czegopotrzebowałodemniewładcamiasteczka?Różnewieści
krążyłyonimpoludziach.Oglądałamprzyciężką,krępąsylwetkę
burmistrzawchodzącegowmojąfurtkęiotymwłaśniemyślałam.Ten
człowiekniemógłwzbudzićmojejniechęci.Bezwzględunato,
corobił.Tutajiterazniktniemógłwybrnąćnaczystozżadnej
sytuacji.Ajeżeli,tozbardzoniewielu.Niemcy,Polacy,Rosjanie.
Ludziewmundurach.Jednilegalnie,innimniej,niektórzywogóle
nielegalnie,przybroniiwlasach.Samfakt,żechciałtowszystkobrać
nasiebiewystarczał.Niemógłoczekiwaćodludzisympatii.
Reprezentowałsobąprzymus,któryobjawiałsięróżnieidlakażdego
inaczej.Dzieliłirządziłnaraziejednoosobowo,wspieranyprzezludzi
wmundurach.Symbolizowałprzewrótburzenie.Zniczymnie
zgodzićsiętrudniej.Niewiemczyonotymtakmyślał.
Przypuszczałam,żenie.Robił,codoniegonależało.Iabsolutniemnie
nieobchodziło,cootymsądziłStefanczyktokolwiekinny.Byłztych,
cowalczązokolicznościamipoprostudlaidei.Odsamegopojęciaidei
zaczynałasięawantura.Burzyliśmysięprzeciwkoodmiennościswoich
ijegocelów.Aletoodjegosłowazależaływdużejmierzenaszelosy
Byłwlepszejsytuacjiodnastymmocniejoskarżany.Wtakich
okolicznościachwładzaobjawiaswojądrugątwarz.Onoglądał
nadtoblisko.Wsamotności.Niewwielkichstolicach,gdziebywa
dyskretnieprzysłoniętawłasnymaparatem.
Burmistrzsapałnaschodach.Postrachmiasteczkawalczyłjuż
zbrzuszkiem.Pociłsię.Lubiłładnedziewczyny.Zauważyłam
tokiedyśnarynku.Źlesięczułwskórzeburmistrza.Miewałobawy,
żeniedośćreprezentuje.Itakponiekądbyło.Rządziłbardziej
wykształconymiodsiebie.Nagłeprzypływytakichmyśliparaliżowały
gowczasieprzyjęćiurzędowychrozmów.Stawałsięwtedyszorstki
iordynarny.Jeżelibyłbyzdolnykropnąćczymściężkimoczerwony
dywangabinetu,stałobysiętowtakimmomencie.Lekceważonogo,