Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
aktorki,odbiedymożnabynazwaćmarkowymłachmaniarstwem.Nosiłaubrania
wekologicznychkolorachZiemi,cowpraktyceprzekładałosięnawszystkieodcieniemniej
lubbardziejspranejścierki.Szczupła,jasna,ginęławszarościachmarszczonychspódnic
iobszernychswetrów.Chwilętrwało,zanimprzemieniłasięwLigię.Ledwiewyobraziła
sobiemiękkiefałdybiałegopeplum,natychmiastzjawiłsięMarekwswoimfilmowym
wcieleniu.Pochyliłagłowę,przymknęłaoczy,żebylepiejwidziećtwarz,odktórejnieumiała
sięuwolnićweśnieaninajawie.
–Zastałemdyrektora?–spytałmęskigłos.
Gwałtowniepodniosłagłowę.
–Szefaniema–odpowiedziała.Wystraszyłasię,żefacetzechceczekaći,cogorsza,
zabawiaćjąrozmową,więcnatychmiastdodałaoschłymtonem:–Niemaidzisiajnie
będzie.
Zarazpomyślała,żetakiegęste,zrośniętenadnosembrwiitakieciemne,głęboko
osadzoneoczybardzobypasowałydoksiążkowegoWinicjusza.
DopierokołopołudniadowiedziałasięodKaroliny,kimbyłwielki,toznaczywysoki,
nieznajomy.PrzyjaciółkawróciłazmiastaiswoimzwyczajemprzysiadłanabiurkuJulii.
–Widziałaśjużtegonowegoinformatyka?–spytałazprzejęciem.
–Nie.
–Dużostraciłaś!Jestdokładnietaki,jakipowinienbyćchłop:szerokiebary,wąskie
biodra,anigramatłuszczu.Wolałabymobejrzećgobezubrania,alewciuchachteżrobi
wrażenie.Aha,ilekkoutyka,cowcalenieodbieramumęskości.
–Notowpadłam!–jęknęłaJulia.–Jakjeszczepowiesz,żeoczyciemneibrwizrośnięte,
toidęsiępowiesić.
–Więcjednakgowidziałaś!Ico,takcięporaził,żechceszzadyndać?
–Szlagmniezarazporazi.Spławiłamfacetajakpierwszegolepszego,wypchnęłam
niemalzadrzwi!Czujesztenból,którydrgawmoimgłosie?Przecieżonprędzejmnieteraz
pożre,niżprzyjmiedoswojegodziału.Chcęsięzapaśćpodziemię!
–Nawetjeślisiępowiesisznanajwyższejsośnie,itakwkońcudoglebytrafisz
–roześmiałasięKarolina.–Alewieszco,zróbmidobrejherbaty,townagrodęwstawięsię
zatobąuOrzechowicza.Mnieniepożre…chybażesamategozechcę.
Juliazniedowierzaniempokręciłagłową.Nawetniepróbowaładociekać,kiedyijak
KarolinazdążyłapoznaćOrzechowicza.Przyjaciółkawszystkorobiławbieguipozorniebez
zastanowienia.Aletylkopozornie,bowgruncierzeczykażdykrokmiałastarannie
przemyślany.Nieukrywała,przynajmniejprzedJulią,żezamierzazdobyćwielkiepieniądze,
którepozwoląjejwygodnieżyćizająćsięwreszciebłyskotliwąkarierązawodową.Tobył
cel,doktóregoprowadziłydwiedrogi,czylidwawarianty.Wariantcudownyzakładał,
żeKarolinawzbogacisiędziękiwłasnejpracy,natomiastwariantrealistyczny,żepoślubi
worekzpieniędzmi,doktóregouwiązanybędziejakiśpokurcz.Orzechowiczniepasowałani
dowersjicudownej,botaobywałasiębezmężczyzn,anitymbardziejdorealistycznej.Czyż
właścicielpotężnegokontawbankupodjąłbypracęwBudampoleksie2nastanowisku
kierownikanieistniejącegodziału?Pucującszklanki,Juliaodetchnęłazulgą.Dzięki
zapobiegliwymrodzicomniemusiałamartwićsięomajątek.Zdóbrmaterialnychniemiała
tylkowłasnegomieszkania;dlategoteżnieczułasięsamodzielna.Czasami,szczególnie
poostrejsprzeczcezmatką,zazdrościłaKaroliniepełnejswobody.Potemprzychodziło
opamiętanie.Zaczynałamyślećodrogichciuchach,błękitnymmatizie,zagranicznych
wycieczkach,czyliotymwszystkim,codostawaławdarzebeznajmniejszegowysiłku
zeswojejstrony.Tobyłyprzyjemnościwartewysokiejceny.
Zrozpęduzrobiłatrzyherbaty,więcjednązaniosłaLeszkowi,czymzasłużyłanaciepłe
mianopszczółkimiodnej.
–Tozewzględunapracowitość?–upewniłasięKarolina.
–Nie.Popatrztylkonajejkolorystykę–zapaliłsięLeszek.–Oczybarwylipowegomiodu,
delikatnepiegi,włosyzrefleksamistaregozłota…onajestcieplutkajakmiodowyplaster.
–Fiu,fiu!–Karolinaparsknęłaśmiechem.–Jużmamdzwonićdotwojejślubnej
zdonosem,czypoczekać,ażpowieszwięcej?
–Słucham?
Leszeknatychmiastudałwielkieroztargnienie,obrzuciłdziewczynyniewidzącym
wzrokiemizniknąłza„Dziennikiemustaw”.Znadurzędowegopismasterczałjedynie
słomianywicherekwłosów.Spojrzałynasiebierozbawione.
Apatia,złyhumor,beznadzieja–poprostutosięskładałonauczucie,któreodczasu