Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wiadomonieoddziś,żereferencjezdobyteprzykieliszkusąstokroćpewniejszeniż
oficjalneopinienapiśmie.JużnastępnegodniaMikulazaprosiłKonradanarozmowę,kusił
pieniędzmiikierowniczymstanowiskiem,zręcznieżonglowałkomplementami.
–Brakujemifachowców,paniekolego,ludzisamodzielnychizinicjatywą–tłumaczył.
–Dobierzepansobiezedwóchsprytnychfacetów,odbudujedziałipociągnietenwózek.
Mamnamyślisystemsieciowyitakdalej.Przedsiębiorstwomusiiśćzduchemczasu,
zpostępem,aniewlecsięwtechnicznymogonie.Dapanwiarę,żeniemamynawet
własnejstronyinternetowej?!Pańskagłowawtym,żebytojaknajszybciejzmienić.
–Ilupracownikówliczydział?–spytałKonrad.
Dyrektormachnąłrękąiprzyznał,żeanijednego.Szeregowcyodeszliwcześniej,
nieudolnegokierownikazwolninatychmiast,jakznajdzieczłowiekanajegomiejsce.Skłonił
głowęwstronęrozmówcy,jakbydającdozrozumienia,żewłaśnieznalazł.Przezchwilę
patrzylinasiebiewmilczeniu.Mikulasądził,żemłodyinżynierrzucisięnapropozycjęjak
piesnakość,inietaiłlekkiegozniecierpliwienia.
Orzechowicznależałdopokolenia,któreniegrzeszyłonadmiaremskromności.Nigdy
jednaknieczekałnapochwałyanioklaski.Jeżelizachodziłakonieczność,potrafiłpowiedzieć:
jestemdobry,natymsięznam,toumiemlepiejodinnych.IdącdoBudampoleksu
2naspotkaniezdyrektorem,liczyłoczywiścienapropozycję,więcwcaleniebył
zaskoczony.Czułsięnasiłachpokierowaćzespołemijeżelidręczyłygojakieśwątpliwości,
tocałkieminnejnatury.Byjerozwiać,potrzebowałkilkuminutrozmowyzBujałą.
Przezdwatygodniebyłzadowolonyzdecyzjiiprzekonany,żepostąpiłsłusznie,wiążąc
przyszłośćzBudampoleksem2.Pierwszydzieńwnowejfirmietrochęgojednakzirytował.
WgabineciekierownikawciążsiedziałinżynierKiciński,adziałpersonalnyniemiał
jeszczegotowegoangażudlanastępcy.
–Musiałozajśćjakieśnieporozumienie–powiedziałzaskoczonyKonrad.
–Przyzwyczaisiępandotakichnieporozumień–zauważyłKiciński.
–Nierozumiem!
–Dotegoteżsiępanprzyzwyczai.
–Wątpię.Wkażdymraziemuszęuściślić,czegodyrektorodemnieoczekuje.
–Och,niczegowielkiego!Cudujedynie.Jeżelitrzyprzestarzałeipopsutekomputery
wystarcząpanudostworzenianowoczesnegosystemu,tobędziewłaśnieto,oczymmówię.
KicińskipatrzyłnaOrzechowiczazlekkimpolitowaniem.Przezdwalatazdążyłpoznać
apetytyMikuliikondycjęfirmy.Nieczułsięcudotwórcą,więcpocichuszukałinnejpracy.
PojawieniesięKonradaanigozdziwiło,anizaskoczyło.
–Oósmejnaradauszefa.Wskazane,żebypanbył–powiedział,wkładającpłaszcz.
–Apan?–spytałKonrad.
–Gdybyktośomniepytał,wcowątpię,wrócęzatrzygodziny.Życzęowocnejrozmowy
zdyrektoremiproszęniewierzyćobietnicom.Liczysięsłowopisane,choćteżniezawsze.
Orzechowiczzostałwgabineciesam.Niebyłatosamotność,ojakiejwcześniejmyślał.
Podnieobecnośćkierownikaniechciałzaglądaćdoszafaniszperaćwdokumentach.
PonaradziedyrektorMikulawpadłwewściekłośćinicgonieinteresowałozwyjątkiem
jakiegośopracowania,którezaginęłorazemzautorem.Zatrzymałdwieosoby,resztę
odesłałdopracy.Konradwróciłdopokojuizastanawiałsię,odczegopowinienzacząć
urzędowanie,kiedyjużwyjaśnicałenieporozumienie.
–Przeszkadzam?
Przezuchylonedrzwiwsunęłasięchmurakasztanowychloków.Nimodpowiedział,żenie
możnaprzeszkadzaćkomuś,ktonicnierobi,dziewczynaweszładośrodka.Byławyjątkowo
zgrabna,pięknaipewnasiebie.
–KarolinaCierniak,prawnik.–Uściskjejdrobnejrękibyłsilnyizdecydowany.–Fiu,fiu!
–Przechyliławdzięczniegłowę.
–Cofiu?–speszyłsięOrzechowicz.
Patrzyłnaniązezmarszczonymibrwiami.Jejradosne„fiu”zabrzmiałojakniestosowny
żart,awżartachnigdynieczułsięmocny.Lubiłoczywiściekobiety,lecztezbytpiękne
iprzebojowezawszegopeszyły.Brakowałomulekkościświatowcaiżebyniewyjść
nanierozgarniętegomułaprzywdziewałmaskęszorstkiegofaceta.Byłtotakimalutkisekret
KonradaOrzechowicza:imbardziejrobiłsięszorstki,przynajmniejnapoczątku,tymbardziej
czułsięoczarowany.
–Dlaczegopowiedziałapani:fiu,fiu?–powtórzyłpytanie.
–Ja?–zdziwiłasięszczerze.–Och,widoczniewpadłamwzachwyt.Umnietonormalne.
Przyzwyczaisiępan.