Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
nabiałocegłylśniływsłońcu.Naparkinguodfrontustałytylkodwa
samochody,wtymjedennależącydoCecelii.Wysiadłam
istwierdziłam,żecałespodniemamwindyczychkupach.
Wspaniale.
Postawiłamwinowajczynięnaziemiizaczęłamsięwycierać,
groźnienaniąłypiąc,żebywiedziała,jakajestemniezadowolona.
–Dokądsięwybierałeś?Nadjezioro?–zapytałamCliffaidopiero
wtedyzauważyłam,żegadaprzeztelefon.
–Don,stałosię.Wkońcusięrozkraczył.–Obróciłsięwmoją
stronęzszerokimwyszczerzem.–Jawiem,jejtopowiedz.Mnie
zanicniechcesłuchać.MożeprzyśleszWally’ego,żebyzabrałtego
rzęcha?Noweź,stary,zróbtodlamnie.Naprawgrata,towprzyszłym
tygodniuzabioręwasobunaryby.Wmojespecjalnemiejsce.
–Przewróciłoczamiisięrozłączył.–Teraztonaprawdęwisisz
mikolację.–Znowusięwyszczerzył,azdodatkiemszczyptyarogancji
jegoogorzałatwarznabraławyjątkowegoczaru.
–Zapomnijokolacji.Jateżchcęzobaczyćtotwojespecjalne
miejsce.Niewiem,czywiesz,aleprognozujesię,żeprzyszłejwiosny
populacjabassówspadnieotrzynaścieprocent–rzuciłam
oskarżycielskimtonem.
Przewróciłoczami.
–Ciebienapewnotamniezaprowadzę.Jeszczezabronisz
miwędkować!–wykrzyknąłzudawanąrozpaczą.
Jaknastrażnikałowieckiegomiałzdumiewającoswobodne
podejściedoochronyprzyrody.Nicdziwnego,żemusielimnie
zatrudnić.
–Głuptasie,niezamierzamzakazywaćciwędkowania.Chcę
obejrzećtomiejsce.Jeślibassydobrzesiętammają,możedałobysię
odtworzyćtamtejszewarunkiiwtensposóbzachęcićryby
dorozmnażania.–Przytychsłowachpoczułampiekącyrumieniec
natwarzy.–Dzięki,żezadzwoniłeśdoDona.Ostatnimrazem
powiedział,żeszybciejpodpalitegogruchota,niżznowubędzie