Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
warszawskikierunkowy.
Głosmężadobiegałzwnętrzaotwartejnaościeżlodówki.Jannie
potrafiłpowstrzymaćsięprzedpodjadaniem.
–Czemujeszprzedobiadem?
Poczuła,żerobijejsięnaprzemiangorącoizimno.Jakakolwiek
próbanawiązaniazniąkontaktu,szczególnieprzezkogośspoza
miasteczka,wzbudzaławRicieogromnyniepokój.Życiepoza
granicamimiasta,pozawzgórzem,ichpensjonatemistajnią,byłodla
Rityzamkniętymrozdziałem.Jedyne,zczymkojarzyłaswoją
przeszłość,topróżnerozrywkiiból,doktórychniechciaławracać
nigdywięcej.Nieprzyjemneukłucieżalunawspomnieniemłodości
wykrzywiłojejtwarz.Ajednakktośpróbowałjąnamierzyć.Ktoś,
komudawnotemuzostawiłaswójnumertelefonuizkimustaliła,
żebędąsiękontaktowaćtylkowprzypadkunagłychizaskakujących
zdarzeń.Jakich?WtedyRitasięnadtymniezastanawiała.
–Przepraszam.Jestemcholerniegłodny.Kiedyobiad?
Popatrzyłazaskoczonanamężaiprychnęłapoirytowana.
–Zarazsiędotegozabiorę.
–Jezu,wiem.Przepraszam.Możezjadędomiasteczkaikupięcoś
nawynos?–ObrzuciłaJanachłodnymwzrokiem.Niebyłapewna,czy
jegozachowaniemiałocokolwiekwspólnegoznieoczekiwanym
telefonem.Możechciałułatwićjejrozmowę?–Dajspokój.Zabiorę
chłopcówiwrócęzagodzinę.Przywieźćcicoś?
–Nie,dziękuję.
WpatrywałasięwśladzaterenówkąJankazjeżdżającąpolnądrogą.
Jejzakrętytworzyłypięknyobrazniciwijącejsiępomiędzy
porośniętymitrawąpastwiskami.Imbylidalejodwzgórza,tym
większeodczuwałaprzerażenie.Wyciągnęłaszyję,byspojrzeć
naścielącesięwodległościkilkukilometrówmiasteczko.Nalałasobie
wodyiwyszłanazacienionyotejporzedniataras.Widziałastąd
pastwiskoileniwiesnującesięwsłońcukonie.Usiadłanarattanowej
kanapieisięgnęłapokomórkę.