Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
pójść.Ustalmyjasno,żemójpierwszydzieńwBielinach
nienależałdonajlepszych.
Kapłannadalsięwemniewpatrywał.Zaczęłamsię
zastanawiać,czymożeniejestembrudnanatwarzy.
Wkońcuniemiałamokazjiprzejrzećsięwlustrze
poporządkach.
–Słuchampana?–zapytałam,szykującsięnajakąś
niegrzecznązaczepkę.
–Proszęmiwybaczyćśmiałość,wżadnymrazienie
chciałbymsięnarzucać–zapewniłszybko.–Czyjestpani
możenowąszeptuchą?
–Proszęnieprzepraszać.Tak,jestemnową
szeptuchą.–Mówiącto,wyprostowałamsiędumnie.
Natwarzyżercy,podrudym,zakręconymwąsem,
pojawiłsięnieśmiałyuśmiech.Zaczęłamsięzastanawiać,
iletenmężczyznamalat.Wydawałomisię,żejest
niewielestarszyodemnie.Chybateżbyłcałkiemnowy
wBielinach.
–Bardzomimiło!Takwłaśniemyślałem,żekojarzę
szanownąpaniązpogrzebunaszejkochanejszeptuchy,
alewolałemsięupewnić.–Szczeryuśmiechnajego
twarzyjeszczebardziejsięposzerzył.–Nazywamsię
Mszczuj.Jestemtutejszymżercą.Niezmierniesięcieszę,
żeodtejporyrazemobejmiemyopiekąmieszkańców
Bielin.Sampracujętutajdopieroodkilkulatimuszę
przyznać,żeniejestłatwo.Trafiłnamsiędośćtrudny
materiałdopracy,he,he.Aodśmiercibabciszanownej
paninaszemałemiasteczko,awzasadziewioska,tojuż
zupełnieniejesttakiesamo.Bardzobrakujetukobiecej