Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zmysły.Związaławłosyztyługłowy,opuściłakołnierzkoszuli,
otrzepaładżinsyzkurzu,którywypełniałjejsamochód,idopiero
wtedyzapukała.
–Proszę–rozległsięgłosHubertaGawrysa.
–Dzieńdobry.
Naczelnikzamarłwpółdrogidozapięciamarynarki.Opuściłręce
iroześmiałsię.
–Jesteśostatniąosobą,którejsiętuspodziewałem!Usiądź,proszę.
–Wskazałjejkrzesłonaprzeciwkoswojegobiurka.Tosamo,wktórym
siedziała,gdyostatnioznalazłasięwjegogabinecie.
Odtamtegoczasuniewielesiętuzmieniło.Zresztątakiemiejsca
zdawałysięopieraćupływowiczasu.Nawetdługopisynabiurku
naczelnikależałytesame.Jedendoskładaniapodpisów,napełniany
dobrejjakościgranatowymatramentem,drugidowszystkiegoinnego,
konieczniezczarnymtuszem.
Gawrysteżniezmienniebyłtymsamympogodnymmężczyzną,
jedynienagłowiepozostawałomujeszczemniejwłosówniżprzed
rokiem.
–Chcęwrócićdopracy–oznajmiłabezzbędnychwstępów.
Mężczyznauśmiechnąłsięszerzej.
–Tylemiesięcypróbowałemciędotegoprzekonać.Cosię
zmieniło?Zresztąnieważne–stwierdził,zanimzdążyłaotworzyćusta.
–Bardzosięcieszę.Jaknajszybciejzajmęsięformalnościami,
bojeszczemisięrozmyśliszidalejbędęmusiałżonglować
postępowaniamitak,żebybrakikadrowenieuniemożliwiłynam
normalnejpracy.
Rzeczywiściejużdwukrotniepróbowałjąprzekonaćdopowrotu.
Idwukrotniespotkałsięzestanowcząodmową.Trzeciegopodejścia
niepodjął,choćfaktycznieniemógłsiędoprosićskierowaniadojego
prokuraturydodatkowychludzi.Doszedłdowniosku,żenie