Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zauważam,żewreszciezbliżasięwmojąstronę,alerobi
totakwolnoiociężale,żechybaminącałewieki,zanim
wreszcietudotrze.
–Aneta,naBoga,wskakujdosamochodu.Mamdziś
jeszczekupęroboty!–wołam,przezuchyloneokno.
Dośrodkanatychmiastwdzierasięchłodnepowietrze
zzewnątrz,nacoodrazuzaczynaminstynktownie
rozcieraćdłonie.Naszczęściejestjeszczewmiaręwidno
iniepada,cojaknapołowęlistopadazdarzasię
wyjątkoworzadko.
–Powinnaśtrochęprzystopowaćiprzestaćtyle
pracować,boinaczejsięwykończysz–stwierdza,
wtaczającsiędomojegosamochodu.–Wdzień
McDonald’s,wieczoremklub.Odpuśćtrochę,dziewczyno.
Och,wierzmi,bardzochętniebymodpuściła–myślę.
Oniczyminnymniemarzętakbardzo,jakozwolnieniu
sięzpracyiskupieniunasamejnauce,tylkojestpewien
problem–niemampojęcia,ktowtedyzapłacimoje
rachunkiikupimijedzenie.Niemówięjednaktego
głośno,boznamAnetęiwiem,żejeststrasznąplotkarą,
ajaniechcę,żebydotarłotodoktóregośzmoich
nauczycieli.
–Powinnaśtrochęzaszaleć.Nieoszukujmysię,stanie
zabaremwklubieprzezpółnocytoraczejniejest
odpowiedniezajęciedlamaturzystki;zresztąpodobniejak
pracatutaj–kontynuujeAneta,awemniecorazbardziej
wzbierazłość.–Pamiętam,jakbyłamwtwoimwieku.
Nawetdogłowybyminieprzyszło,żebyciągnąćdwa
etatyijeszczetatwojafundacja…