Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Dalszedziesięćminutupływawśródmoralnego
ifizycznegoprzygnębienia.Apotem,jakby
zadobroczynnymskinieniemznieba,otuchaznówbierze
górę.Jakażtegoprzyczyna?Jeździecjakiśkłusuje
wkie​runkuta​boru.
Niespodziewanytowidok:któżmógłbysięspodziewać
ludzkiejistotynatakimpustkowiu?Oczywszystkichskrzą
sięzradości,jakgdybywosobiejeźdźcadostrzegano
zbawcę!
Jedziekunam,prawda?zapytałplantator,nie
do​wie​rza​jącsłab​ną​cemuwzro​kowi.
Tak,ojcze,itonajprościej,jaktylkomożeodparł
Henryk,zdejmujączgłowykapeluszipowiewającnim
wysokowpowietrzu;czynnościtejtowarzyszyłokrzyk
ob​li​czonynazwró​ce​nieuwagizbli​ża​ją​cegosięjeźdźca.
Wezwanietookazałosięzbyteczne.Obcydostrzegłjuż
stojącewozyipodjeżdżająckunimcwałem,zbliżyłsię
nie​ba​wemnaod​le​głośćgłosu.
Koniaswegościągnąłuzdąwtedydopiero,gdy
minąwszytabor,przybyłnamiejscezajmowaneprzez
plan​ta​toraijegoto​wa​rzy​szy.
ToMeksykanin!szepnąłHenryk,przyglądającsię
stro​jowijeźdźca.
Tymlepiejodparłrówniecichymgłosem
Po​in​de​xter.Napewnobę​dzieznałdrogę.
NiemawnimanikrztyMeksykaninamruknął
Calhounjeżelipominiemyprzyodziewek.Zarazsię
otymprzekonamy.
BuenosDiascavallero!Estausted
Me​xi​cano?
Nie,doprawdyzaprzeczyłnieznajomy
zuśmiechem.NiejestemMeksykaninem.Mogę
rozmawizpanamipohiszpańsku,jeślitakiejestwasze