Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Strach,któryowładnąłzwierzętaminarównizludźmi,
spra​wił,uży​ciebatastałosięzbędne.
Po​dróżnako​la​skawrazzgro​madkąjeźdź​cówru​szyłajak
zawszenaczelepochodu.Jedentylkonieznajomyzajął
miejscenatyłachwozówjakgdybyzamierzałstawić
opórnad​cią​ga​ją​cejklę​sce.
Odczasudoczasuwidaćbyło,jakzatrzymujekonia
ioglądasię;zakażdymrazemwyrazjegooczuzdradzał
ro​snącynie​po​kój.
Za​uwa​żyw​szyto,plan​ta​torpod​je​chałdońiza​py​tał:
Czywciążjesz​czegrozinie​bez​pie​czeń​stwo?
Niestety,niemogępanauspokoićodparł
nie​zna​jomy.Mamtylkona​dzieję,żewiatrsięod​mieni.
Wiatr?Przecieżniemagowcale,wkażdymrazie
jagonieczuję.
Tujestcisza.Aletamwichurasrożysięzsiłą
huraganuizmierzawprostkunam.NaBoga!Jakże
prędkosiędonaszbliża!Wątpię,czyzdołamyprzedjej
na​dej​ściemwy​do​staćsięztegopo​go​rze​li​ska.
Cóżwięcmamyczynić?zawołałprzerażony
plan​ta​tor.
Czymułypańskieidąnajszybszymkrokiem,najaki
jestać?
Takjest;żadnąmiarąniezmusimyichdowiększego
po​śpie​chu.
Oba​wiamsięwta​kimra​zie,żeniezdą​żymy.
Wyraziwszytakponurypogląd,mówcarazjeszcze
zawróciłkoniaijąłprzyglądaćsięutkanymzobłoków
słu​pom,jakgdybyob​li​czałszyb​kość,zjakąnad​cią​gają.
Bruzdywkołojegowargświadczyły,trapigocoś
wię​cejniżzwy​kłenie​za​do​wo​le​nie.