Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
autko,któreniczymczołgpokonujenierównościiwyboje.Starasię
odwrócićwzrok,alenictoniedaje;widziautko,nawetgdyzamyka
oczy.Zazdrośćboleśnieskręcamuwnętrzności.
Babciu,idziemyjuż?
Zaraz,wytrzymaj.
Ilejeszcze?
Chwilkę.
Chwilkatodlapięcioletniegochłopcatylecowieczność.
Babciu.
Coznowu?
Namimilczy.
Zlałeśsięwspodnie.
Dziadekbudzisięzdrzemkiirozglądaniepewnie.
Małyzlałsięwspodnieszepczebabka,poszturchującgo.
Tyjełopie!chrypidziadek.
NaspodenkachNamiegorozlewasięcorazwiększaplama,strużki
moczuspływająmupoudach.Znowugrzmi,tymrazemwidaćteż
błysk.Kierownikzakładuprzetwórstwarybnegomaprzedsobąjeszcze
paręstronprzemowy,walczyoniezwiatrem.Nagleniebootwierasię
bezostrzeżenia,jakbyktośchlusnąłprostozcebra.Kobietom
rozpadająsięwysokoupiętefryzury,niebieskiecienierozpływająsię
natwarzach,tworząccośnakształtmaphydrologicznych,awysokie
obcasygrzęznąwbagnie,wktórewmgnieniuokazmieniasięrynek.
Kierownikzakładuprzetwórstwarybnegonieprzestaje
przemawiać.PomnikWodzawmilczeniuwyciągaramiękuniebu.
Namijestprzemoczonydosuchejnitki,zjegoczerwonejchorągiewki
zostałtylkopatykistrużkiczerwonejfarbycieknącemuwzdłużręki.
Rynekzmieniłsięwrozkopanepole,ludziegubiąbuty,zapadającsię
pokostkiwbłocie.Chłopiecwautkugrzęźniewbłockuiuderza
wpłacz.Dziadekodchylagłowę,pozwalając,bydeszczobmywał