Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
–No!Nareszciejesteś!–krzyknęłaciociaZosia
napowitanie.–Zaparzamarbaty!Chcesz?
–Poproszę–odparłam,siadającnakrześlewkuchni.
–Alejestemzmęczona.Kawawsumiebysięprzydała,
bowdrodzenawetsięniezatrzymałam.
–Opowiadaj,jakbyło.–Ciociazajęłamiejsce
naprzeciwkomnieizuwagąmisięprzyglądała.
–Niemaoczymmówić,ciociu.Sprzedałam
mieszkanie.Mamkasęnakoncie,alejestembezrobotna
ibezdomna.
–O!Zarazbezdomna!Umniemieszkasz,jo?Toteraz
naszwspólnydom.Janiemamdzieci,dogrobutegonie
zabiorę,ajedynamojarodzinatoMaryśka.Taksię
ułożyło,żetylkoonamiaładziecko–twojąmamę,aona
ciebie.Jednymsłowemjesteśjakmojawnuczka,
bocórkasiostrzenicytotasamakrew,jo?
–Jo–odparłampokociewsku.Uśmiechnęłamsię
dostarszejkobiety,bofaktyczniebyładlamniejak
babcia.Zżyłyśmysięprzeztenwspólniespędzonyrok.
Wcześniejrzadkojąwidywałam.Całeżyciekojarzyła
misięzezłośliwą,ekscentrycznąstaruszką.Wspólne
mieszkaniewielezmieniło.
–Domprzepiszęnaciebie–wypaliłanagle.
Zamarłam,patrzącnanią,jakbyogłosiła,żewnaszym
ogródkuwylądowałoUFO.
–Namnie?Alechybazgodniezprawemdziedziczy
twojasiostra…
–Akimjestmojasiostra,aaa?Twojąbabką.Akto
dziedziczypobabceMaryśce?