Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Mojamama–odparłam.
–Aponiejkto?–Pytaniezawisłonachwilę
wpowietrzu.–Mypójdziemynaskróty.Twojababciateż
jestwiekowa,choćmłodszasporoodemnie.Matcedom
niepotrzebny,bomaswój.Aktownaszejrodziniejest
bezdomny?
–Pięknie–odparłam,parskając.–Nieźletosobie,
ciociu,wykombinowałaś.
–Bezdomnymtrzebapomagać–żartowaładalej.
–Nakościółprzecieżniedam.Tympasibrzuchomitak
wystarczy.Rodzinęnależywspierać.Wdodatku
bezdomnąibezrobotną.Awiesz,jaktakidobryuczynek
zostaniemiwniebiepoliczony?Tożjabędęzwypiętą
piersiąparadowaćprzedŚwiętymPiotrem!
Szerokosięuśmiechnęłam.Wyobraźniaoczywiście
pogalopowaławzaświatyijużwidziałammojącioteczkę
zdumąwypisanąnatwarzy,jaksięhardoprzechadza
poniebiewteiwewte,awszystkieduszyczkizaniołami
naczelespoglądająnaniązzazdrością.
–Dobra,niemacojeszczeotymgadać.Trzeba
tozmojąmatkąuzgodnić,żebypotemniebyłojakichś
kwasów.
–Naszczęściejawolnyczłowiekjesteminicnie
muszęuzgadniać,ajużnapewnonieztwojąmatką.Jak
jejsiępowie,żetonagniazdkodlanowożeńców,
żetuzArturkiemzaczniecienoweżycie,toonasama
popędzimniedonotariusza.–Zawadiackopogroziła
mipalcem.
–Racja.Przecieżonaniespocznie,dopókiniezobaczy
papierkazurzędustanucywilnego.
–Jo.–Ciociazalaławrzątkiemherbatę.–Takijejurok.