Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
denerwować,bowrednaparasolkasięzacięłaizanicnie
dałasięotworzyć.Nerwynapiętebyłyjakpostronki.
Cierpliwośćnigdyniebyłamojąmocnąstroną,więc
przywaliłamwrednymprzedmiotemodrzewo.
–Cholerojedna!–warknęłam.
Naglepoczułamczyjąśdłońnaramieniu.
Podskoczyłamzwrażeniaizamachnęłamsię.Serce
prawiewyskoczyłomizpiersi.
–Ej,spokojnie.–Usłyszałam.
Posekundziezobaczyłamgłupiouśmiechniętątwarz
JaromiraPoniatowskiego–grafika,któryilustrowałmoją
książkędladziecioleniusiołkach.Napisałam
jąnapotrzebyhospicjum.Zbieraliśmywtedypieniądze
naleczeniedziewczynkinazywanejprzeznasSzpilką.
–Jaromir?–zdziwiłamsię.
Byłampewna,żewyjechałdoWarszawy.Pracowałtam
dlajakiegośwydawnictwa.WStarogardziepojawiłsię
tylkopoto,byzrobićwystawęobrazówukazujących
miastozpoczątkówdwudziestegowieku.Ponadtobył
chybajedynymczłowiekiemnatymświecie,naktórego
widokbrałmnietakinerw,żezprzyjemnościąbym
muprzyłożyłaparasolkąmiędzyoczy,anawetiwinne
miejsce.Niezwykleutalentowanyinieziemskoirytujący
facet.Myślałam,żegojużnigdyniezobaczę,
atuproszę,spotykamgościawGdańsku.
–Widzę,żetęskniłaś–odezwałsięzkpiną,dokładnie
wswoimstylu.
–Coturobisz?–spytałam,pozostającwlekkimszoku.
–MiałeśbyćwWarszawie.
–Ijestem.
–Noraczejnie,chybażejesteśmoimkoszmarem.