Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Marzeniem–rzucił,uśmiechającsięoduchadoucha.
–Chciałbyś.
–Zaprosiłbymcięnakawę,alewidzę,żeniepotrzeba
cikofeiny.Energiacięroznosi.Wczymzawiniło
tobiednedrzewo?
–Aleśmieszne–zakpiłam.–Charaktercisię
wWarszawieniepoprawił,więcprzyjechałeś
doGdańska.
–Przyjechałemdosyna–odparłtrochęinnymtonem.
Wjegogłosiezabrzmiaładziwnanuta.
–Maszsyna?!
–No,mam.Faceciwmoimwiekuzregułymajądzieci,
szczególniejeślimieliżonę.
–Niewiedziałam.
–Właśnieidęnadworzec.
–WracaszdoWarszawypociągiem?
–Tak.Samochódoddałemdowarsztatu,więczdany
jestemnapolskąkolej–odparł.–Idzieszwtamtym
kierunku?–Wskazałdłonią,ajakiwnęłamgłową.Szliśmy
przedsiebie.Trochęmiprzeszedłbojowynastrój.Deszcz
siąpiłnadal,aledziwnymtrafemprzestało
mitoprzeszkadzać.–Atycoporabiasz?Zostałaś
wStarogardzie?
–Zostałam.Chcętamotworzyćkawiarnię
–powiedziałam.
–O!Towpadnękiedyśnaespresso.Wciążsię
prowadzaszztymdoktorkiemnudziarzem?
–Jezu,Jaro,czemutytakizłośliwyjesteś?
–Botoniejestfacetdlaciebie–odparł.
–Typotrzebujeszprawdziwegomężczyzny,anietakie
rozmemłanekluchy.Przecieżtokłaniającysięwpas