Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział1
Dobryhumorprysłjakbańkamydlanajakieśpiętnaście
minuttemu.StałyśmyzOlgąprzedwejściemdokina.
Cochwilęktóraśznasnerwowospoglądałanazegarek.
Zarazrozpoczniesięseans,aBeatyiIzyciągleniebyło.
Zpewnościąjednaznichmiałabiletyzagubionegdzieś
wczeluściachogromnejtorebkiinawetkiedyraczysię
pojawić,spędzimykilkaminutnaprzetrząsaniujej
torbiszcza.Przestępowałamznoginanogę,botrochę
jednakzmarzłamwcienkichbalerinkach.Wrzesieńtego
rokubyłchłodny,aszczególnieostatniednidałysię
weznaki.Delikatnywiaterekhulałpomoichstopach
wnajlepsze,jakbynagledokonałgenialnegoodkrycia,
żemożnawtensposóbczłowiekazadręczyć.Szczelniej
owinęłamsięswetrem.Niestetyniemiałamprzysobie
skar​pet,któ​remo​gła​bymwci​snąćnasto​py.
Gdzieonesą?de​ner​wo​wa​łamsię.
Czekaj,zadzwonię,żewchodzimydośrodka.Przecież
za​razza​mar​z​nie​my!
Olgawyjęłatelefoniwpatrywałasięwwyświetlacz,
janatomiastpatrzyłamprzedsiebie.Liczyłamwolne
miejscanaparkingu.Kiedyzostałotylkojedno,miałam
ochotęrozsiąśćsięnaasfalcie,bytrzymaćmiejscówkę
dlaBeaty.Naszczęścieniezdążyłamgenialnegoplanu
wcielićwżycie,bowyjechałydwaauta,robiącwięcej
prze​strze​nidlamo​jejko​le​żan​ki.
Są!krzyknęłam,kiedytylkozobaczyłamdwie
kobietypędzącewnasząstronę.Przyznam,żewidok
mnielekkozdziwił.Beatatargałatorbęsportową
wypełnionąpobrzegi.Izabiegłaobokzjakąśsiatą