Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
równieobficiewypakowaną.Onenazakupachbyły?
ode​zwa​łamsiędoOlgi.Wi​dziszto,coja?
Powariowałyodpowiedziałazdumionaich
wi​do​kiem.Cze​mutegowau​cieniezo​sta​wi​ły?
Obiemiałyzadyszkę,choćodcinek,któryprzebiegły,
niepo​wa​lałdłu​go​ścią.
Sor​ki!wrza​snę​łaBe​ata.Mambi​le​ty!Idzie​my!
Za​ma​cha​łanamprzedno​semświst​ka​mipa​pie​ru.
Weszłyśmydokina.Prawiewszystkiemiejscabyłyjuż
zajęte,więcprzeciskałyśmysięmiędzyrzędami
wypełnionymiprzedstawicielkamipłcipięknej.Tegodnia
odbywałsięseansdlakobietpołączonyzjakąś
prezentacjąikonkursami.Beatazapewniała,
żetoświetnaimpreza.Podobnobywanatakich
po​ka​zachcomie​siąciza​wszeka​pi​tal​niesiębawi.
Przyjechałamdorodzinnegomiastatylkonakilkadni.
Wczorajsfinalizowałamtransakcjęsprzedażymieszkania
ijutromiałamwracaćnaKociewie.Jeszczeroktemunie
przypuszczałam,żekiedykolwiekprzyjdziemisię
przeprowadzaćnastałe.Wzięłamrocznyurlopdla
poratowaniazdrowia.Miałamodpocząć,
azrewolucjonizowałamcałeżycie.Mamuśka
zaangażowałamniewopiekęnad
osiemdziesięciopięcioletniąciociąZosiąmieszka
samotniewStarogardzieGdańskim.Okazałosię,
żetopodstęp.Sprytnarodzicielkachciałamniezeswatać
zsynemsąsiadkiciociPiotremPrażmowskim,
pieszczotliwienazywanymBlublusiem.Jejplanniestety
niewypalił,boPiotrwolałprzedstawicieliwłasnejpłci,ale
zaprzyjaźniliśmysię.Dziękiniemurozpoczęłampracę
jakowolontariuszkawhospicjumdladzieci.Napisałam