Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przekonania.Nagleministerurwałipowiedziałznacząco:
Losrozdętychwielkości.Pchasię,bestia,nachalnie,pókijejkto
jasnącholerąwoczyniezaświeci,apóźniejjestmniejwartaod…
OdsałatypodchwyciłpułkownikWareda.
Znowuzaczęlisięśmiać,aminister,wziąwszyDyzmępodramię,
rzekłwesoło:
Wkażdymrazie,panieDyzma,szczerzegratuluję.Szczerze.
Gdybyśmymieliwkrajuwięcejludzitakich,jakpan,drogi
przyjacielu,cotoumiejąniedaćwswojąkaszędmuchać,inaczej
byśmystali.Potrzebaludzisilnych.
Zbliżyłosięjeszczekilkupanów.Zaczęłasięogólnarozmowa.
NikodemDyzmaochłonął.Napełnionyżołądekiwypitykoniak
uspokoiłynapiętenerwy.Początkowozdawałomusię,żebiorą
gozakogośinnego,noszącegotosamonazwisko(amożejest
tuwWarszawiejakikrewny?);późniejjednakskombinował,
żepoprostuuważajągozaswego,itopewnodlatego,żerugnąłtego
jakiegośTerkowskiego.Ktotomożebyć?Pewnoteżjakaśfigura.
Rozważającsytuacjędoszedłdowniosku,żejednak
najbezpieczniejbędzie,gdyzarazwyjdzie.Niepokoićgogłównie
zaczynałstojącyopodalstarszypan,którywyraźnieśledził
gowzrokiem.Odbywałnawetnieznacznemanewry,byzajrzećDyzmie
wtwarz.
„Kidiabeł,czegotenstaryodemniechce?”
Odpowiedźprzyszłaszybko.Starszypanzatrzymał
przechodzącegokelneraipowiedziałmukilkasłów,wskazującruchem
głowyDyzmę.Kelnerskłoniłsięi,zbliżywszysiędoDyzmy,
zameldował:
Tenpanprosiszanownegopananasekundkę.
Niebyłorady.Oucieczceniemogłojużbyćmowy.Nikodem
zrobiłtrzykrokiiobrzuciłsiwegojegomościaponurymspojrzeniem.
Tenjednakuśmiechnąłsięszerokoizaszczebiotaługrzecznionym
głosem:
Najmocniej,najmocniejwielceszanownegopanaprzepraszam,
aleoilesięniemylę,tomiałemzaszczytpoznaćszanownegopana
wzeszłymrokunazjeździeprzemysłowcówwKrakowie.Nie
przypominapansobie?Wkwietniu?LeonKunicki?…