Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
klasy,onwemnieteż.Zawszewracaliśmyzeszkołyrazem,idącramię
wramię.Rumieniliśmysięnawet,gdynaszemałepalceprzypadkiem
sięosiebieocierały.Pewnegorazu,kiedyszliśmydrogązaszkołą,
zauważyłtraszkęunoszącąsięnapowierzchnizielonegoodpietruszki
igwiazdnicykanałumiędzypolamiryżowymi.Wyłowiłipodarował
mibezsłowa.Nieznosiłemtraszek,aleudałem,żesięcieszę
izawinąłemwchusteczkę.Popowrociedodomuwypuściłempłaza
dooczkawodnegonadziedzińcu.Pływaławkółko,wyciągając
nabokikrótkąszyję.Następnegorankajużjejniebyło,musiałauciec.
Bardzoceniłemswojądumę,dlategonawetnieprzyszło
midogłowy,bywyjawićswojeuczucia.Dochłopakaitakrzadkosię
odzywałem,akiedymijałemnaulicychudąuczennicęszkołydla
dziewczątzdomuoboknaktórąteżzacząłemwtedyzwracaćuwagę
odwracałemgłowęwdrugąstronę,zupełniejakbymrobiłsobiezniej
żarty.Jednejnocyjesieniąwokolicywybuchłpożar.Wyszedłemprzed
dom,żebyzobaczyć,cosiędzieje;zabudowaniazaświątyniąpłonęły,
ciskającwgóręiskry.Czarnyjaksmołacedrowyzagajnikstałniczym
mur,ptakilatałynadnimgorączkowo,podobnedotarganychwiatrem
liści.Doskonalewiedziałem,żetamtadziewczynastoiprzybramie
wstrojudospaniadlategooglądałempożar,zwróconydoniej
bokiem,byłembowiemprzekonany,żemójprofilwypadniewspaniale
wczerwonymblaskuognia.Taktozmojejstronywyglądało,więcani
zchłopakiemzmojejklasy,anizuczennicąniepołączyłymnie
bliższestosunki.Natomiastwpojedynkębyłemowieleśmielszy.
Uśmiechałemsiędoswojegoodbiciawlustrze,posyłającsobieoczko,
alboprzywierałemustamidowarg,którewykroiłemnożykiem
wblaciebiurka.Spróbowałempomalowaćjeczerwonymtuszem,ale
zarazdziwniepociemniałyizaczęływyglądaćodpychająco,dlatego
zdrapałemkolorowąwarstwę.
Pewnegorankawtrzeciejklasie,zatrzymałemsięnamoście
podrodzedoszkoły,oparłemookrągłą,cynobrowąbelkę,
ipogrążyłemsięwmyślach.Poniżejwolnopłynęłarzekaszerokajak
tokijskaSumida.dotamtejporynigdyniepozwalałemsobie
naroztargnienie,przezktórestraciłbymkontaktzeświatem.Zawsze
miałemwrażenie,żegdzieśzamnąktośjestimnieobserwuje,zawsze