Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
1
P
wezgłowiułóżka.Chwyciłemkieliszekwinaiupiłemłyk.Grymas
romieniesłońcaodbijałysięwdębowejkomodziestojącejprzy
wykrzywiłmitwarz–byłomocne.Spojrzałemwlewoizobaczyłem
aniołaociemnozłotychwłosach.Spałobokmniepodbiałym
prześcieradłemzgłowąopartąnałokciu.NazywałsięValentina.Och,
Valentina,cóżtobyłazanoc!Podniosłemsięostrożnie,abynie
zakłócaćjejspotkaniazMorfeuszem,złapałemmajtkiiżwawo
wyskoczyłemzłóżka.
Wtedyotworzyłaoczy.Wyjrzałemprzezokno.Zapowiadałsię
wspaniałydzień.
–Dokądsięwybierasz,Gabriel?–zamruczałazaspanymgłosem.
–Kupićcośnaśniadanie–odpowiedziałem.–Jestcośotwarte
wpobliżu?
Zoknanaczwartympiętrzewidziałemniewielkązatokę,
krystalicznemorzeiplażę,prawiepustązracjiwczesnychgodzin
porannych.Palmabyłamiastemzakamarków,przygóditajemnic.
Byliśmyjednymzjejsekretów.PięknaValentinaskończyłaniedawno
dwadzieściapięćlat.Spotkaliśmysięprzypadkiem.Tobyłjedenztych
zbiegówokoliczności,którymiałswójpoczątekwbarzegdzieś
pomiędzyjednymkieliszkiemadrugim.Takwłaśniesiępoznaliśmy,
wjednązpierwszychnocymojegozasłużonegourlopu.Dałemsię
ponieść.Przyznaję.Aletakmizasmakowało,żechciałbym
topowtórzyć.Byłemwknajpieprzyplażyizauważyłemją,kiedy
szukałamiejscaprzybarze.Postawiłemjejginztonikiemijuż
pokilkugodzinachjechaliśmytaksówkąnadrugikoniecpromenady.
Tojużtrzeciporanekbudziłemsięwtulonywaksamitnąskórę
Valentiny,wdychającświeżenadmorskiepowietrze.Szybko
uświadomiłemsobie,żeapartament,wktórymbyliśmynienależyani