Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
usiąśćprzystoleiporozmawiaćotym,coskłoniłomniedosypiania
zjegodziewczyną.Miałwsobietylenienawiści,cożeluwewłosach.
Niemiałemcieniawątpliwości,żenieomieszkaużyćnoża,
bypozbawićmniemęskości.
Chwyciłemkieliszekwinastojącynakomodzieichlusnąłemjego
zawartościąprostowtwarzRodriga.Wrzasnął.Szczęścieporaz
kolejnysiędomnieuśmiechnęło.Rogaczniezdążyłsięuchylićicała
zawartośćwylądowaławjegooczach.Terazmiałjużdośćpowodów,
abyodciąćmicokolwiek,cotylkozechce.
WybiegłemzmieszkaniabezpożegnaniazValentiną.Zbiegłem
schodaminadółipuściłemsiępędem,jakgdybyodtegoszaleńczego
bieguzależałomojeżycie.Choćwłaściwiepotroszewłaśnietak
było…Biegłemilesiłwnogach,atendrańprawdopodobniezamną.
Biegnąculicą,nadalsłyszałemjeszczeodgłosyciosówipłacz
Valentiny,którabezskuteczniestarałasięuspokoićkochanka.
NadrodzestałźlezaparkowanyczarnykabrioletBMWZ3.Tobył
samochódtegodupka.Pobiegłemwkierunkutaksówkarza,który,
opartyodrzwisamochodu,paliłpapierosa.Nagłowiemiałreklamową
czapkęsokuZumosol.
–Doportu!–krzyknąłemzodległościkilkumetrów.
WskoczyliśmydoprzedpotopowegoFordaSierry,któregownętrze
zalatywałostarością.Taksówkarzwyrzuciłniedopałekpapierosaprzez
oknoiruszył.
–Spieszymysię?–zapytałiroześmiałsię.
–Dajpanczadu!–rzuciłem.–Zarazuciekniemiprom.
–Wedlerozkazu–powiedziałiwcisnąłgaz.
Sercemiwaliło,ażołądekmiałemściśniętyjakpięść.
Ech!Valentina!Terazzapłacizamnieiwszystkichkolegów,którzy
przewinęlisięprzezjejłóżko.Biednadziewczyna.Nieumiałatego
odpowiedniorozegrać.Zapewneteżniebyłtojejpierwszyraz.
Możliwejednak,żetenbaranjejwybaczy.Straciłrogi,alezostały
munogi–nogiValentiny,atebyłycudowne.Ludziebyliby
przerażeni,gdybyznalitewszystkiehistorie,któredziejąsię
zadrzwiamisąsiadów.Valentinabyłajakzagubionawróżka,która
kusiłazakazanymkwiatemiodbierałainnymto,coitakdonichnie