Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wielkicieńzasłoniłsłońce,którepieściłomojątwarz.Iwtedy
gozobaczyłem.
–Chryste…–wymamrotał.Niewyglądałnazbytnioucieszonego.
–PanCaballero.
TobyłRojo.InspektorRojo.Niewidzieliśmysięodzakończenia
ostatniejsprawy.Coturobił?Dénianiebyłajegorejonemiwątpię,
abyprzyjechałspecjalniepomnie.
Pojawiłsiędrugipolicjant,nowicjusz.Zjegopostawymożnabyło
wyczytać,ktoturządzi.
–Znaszgo?–rzuciłdoRojo.Byłszczupły,miałblondwłosyijak
napolicjantawyglądałdosyćawangardowo.Niekreowałsię
natwardziela,choćwjegospojrzeniumożnabyłodostrzeccoś
mrocznego.Ból,dyscyplina,możetakżezłedoświadczenie.
–Tak–odparłRojo.–Porozmawiamyotympóźniej.
–Cóż,jeśliwszystkojestwporządku,tomożemyjużiść–rzucił
protokolant.
Wyczułemwjegogłosiedrwinę.
–Nowłaśnie–dodałdrugistrażnik.–Odpłynienamstatek.Ażona,
nowiecie…
–Jakażona?–zapytałprotokolant.
–Twoja,twoja...–odpowiedziałjegotowarzysz,drwiącsobiedalej.
–Ajaniechcębraćwtymudziału...
Jednocześniewybuchnęliśmiechem.Przyłączyłemsiędonich
wodruchubraterstwa.Myślałem,żezdejmąmichociażkajdanki.Ale
nicztego.Śmiechnaglesięurwał.Wyższywzrostemstrażnikklepnął
Rodrigawplecy,chwyciłgozaramięipomógłwstaćzławki.Nasze
spojrzeniaspotkałysięponownie.Jegowzrokzdawałsięmówić,
żemniezabije–taktoprzynajmniejzinterpretowałem.Przytaknąłem
mugrzeczniejakpsiak,któremuwłaścicielgrozikapciem.Strażnicy
zabraliaresztantanapokład.Pasażerowieczekającywkolejcenarejs
obserwowaliich,plotkującżywoocałymzdarzeniu.
–Chybajużmożeciemnierozkuć…–powiedziałemostrożnie.
–Co?
Rojospojrzałnamniezgóry.
–Wyglądanato,żenaszedrogiznówsiękrzyżują–oznajmił.