Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁII
PIERWSZYDZIEŃPODRÓŻYIPIERWSZY
WIECZÓRPRZYGÓDZICHSKUTKAMI
Słońce,tenpunktualnysługapracy,zaledwiewstałoirzuciło
światłonaporanek13maja1827roku,gdyPickwick,podobnydotej
promienistejgwiazdy,wyrwałsięzobjęćsnu,otworzyłoknoswego
pokojuipowiódłwzrokiempotłumieporuszającymsiępodnim.
UstópjegoznajdowałasięulicaGoswell,ulicaGoswellznajdowała
siępojegoprawejstronie,ulicaGoswellznajdowałasięipolewejjego
stronie,jakdalekookiemsięgnąćmożnabyło…
„Takietosą–pomyślałpanPickwick–ciasnepoglądyfilozofów
poprzestającychnabadaniupowierzchnirzeczyiwcalenieusiłujących
zbadaćtajemnicukrytych.Ijamógłbym,takjakoni,poprzestać
narozpatrywaniuulicyGoswell,nierobiącżadnychusiłowań,
bydostaćsiędootaczającychjąokolicnieznanych!”.
Wypowiedziawszytęszczytnąmyśl,panPickwickzająłsię
ubieraniemiukładaniemrzeczywtorbiepodróżnej.Wielcyludzie
bardzorzadkobywająwybrednipodwzględemubrania,toteżgolenie
brody,toaletaiśniadanieszybkoposobienastępowały.Poupływie
godzinypanPickwickznajdowałsięjużnaplacuŚwiętegoMichała
Wielkiego,ztorbąpodróżnąpodpachąimapąwkieszenisurduta;
wkieszenikamizelkizaśumieściłksiążeczkędozapisywaniaodkryć,
jakiemogąbyćzrobione.
–Kabriolet!–zawołałpanPickwick.
–Jestem,panie–odpowiedziałszczególnyprzedstawicielrodzaju
ludzkiego,wbluzieipłóciennymfartuchu,znumeremnablaszanej
odznacepowieszonejnaszyi,jakbybyłskatalogowanywjakiejś
kolekcjirzadkości.Byłtomiejscowyposługaczfiakrów.–Jestem,