Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rodzicielko...”Głoskobietstałsięjakbymocniejszy,
ajednymspośródnichbyłniskiszczebiotmamy.
Spojrzałemnanią.Siedziałaobokbabcizzamkniętymi
oczymaitrzy​małazarękę.
Podniosłemsięipodszedłemdonich.Miałem
wrażenie,żebabciamnieniepoznała.Jejwzrokbłądził
pomo​jejtwa​rzy,lu​stro​wałją,alebyłmar​twy.
Dzieńdo​bry,bab​ciupo​wie​dzia​łem.
Głodnyje​steś?spy​tała.
Nie,bab​ciu,nieje​stem.
Broneknigdyniewyszedłzdomu,jakniezjadł
śniadania.Jakkuryniosły,torobiłammujajecznicę
zeskwarkami.Imbardziejbyłatłusta,tymbardziej
musmakowała.Patrzyłam,jakjadł.Zawszemimówił,
żecojakco,alegotowaćtojapotrafię.Janekznowu
złościłsięnamnie.„Tylkotejajkaijajkabyśrobiła!”,
wrzeszczał,ajamumówiłam,żeBroneklubi.„Totacie
róbjajka,amnienietruj”,odpowiadał.Janekznowu
jadłbybezprzerwysalcesoniczarne.Jakbiliśmyświnie,
toBronekzawszedokupiłkrwi,żebybyłowięcej
czarnego.SalcesoniczarnebyłytylkodlaJanka.Niedaj
Boże,żebyktośsiępoczęstował.„Kiełbasęmacie
ika​szankę,tomo​jegosal​ce​sonunieru​szaj​cie”,wo​łał.
Comamazagłupotyopowiada!przerwałjejojciec,
którywyłoniłsięzzadrzwi.Ojciecwtrumnie,amama
osal​ce​so​niebę​dziega​dała?
Babciawydawałasięniesłyszećsłówtaty.Może
przywykła.Jejrozmowyztatązawszebyłykrótkie,
urywane,pełneoskarżeń.Inaczejniepotrafili,amożenie
chcieli.
Weźsobie,Piotruś,zkuchnikromkęchlebaicoś
zjedzpo​wie​działadomnie.
Nieje​stemgłodny,bab​ciu.Póź​niejcośzjemy.