Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PannaOfeliadomyślałasię,żejejnagływyjazdwywołazamieszanie
wZalesiu.
ChciałauprzedzićchociażRyszarda,
aledecyzję
owyjeździemusiałapodjąćtakprędko,żeniezdążyładoniego
zadzwonić.Sprawawymykałasięspodkontroli.Jeszczeparędni
wcześniejnicniezapowiadałotakichkłopotów,dochwiligdy...
PannaŁyczkoschowałatelefondotorebki.Odczytałapełny
niepokojuesemesodRyszardaiciężkowestchnęła.Potemmuodpisze,
terazmusiałasięśpieszyć.
MinęłakolumnęZygmuntanaplacuZamkowym,popatrzyłana
odległąbiało-czerwonąfasadęstadionunarodowegoiruszyławstronę
kamienicStaregoMiasta.Naglezjednejzlicznychrestauracjiwyszło
kilkurozbawionychAnglików.Jedenznichmiałnasobieczerwony
strój
kraba.
Wyglądał
komicznie
ze
sterczącymi
szczypcami
iodnóżamizamiatającymichodnik.
PannaOfeliazgorszonaprzewróciłaoczami.Anglicynajwyraźniej
imprezowaliodsamegorana.
–Hej,mamurodziny,dołączyszdonas?–zawołałdoniejkrab.
–Nie,dziękuję!–odparłastanowczymgłosempannaŁyczko,
szerokimłukiemomijającpodchmielonetowarzystwo.
–Szkoda!–zawołałAnglikiśpiewająccośniezrozumiale,wraz
zkompanamiruszyłwstronęKrakowskiegoPrzedmieścia.
PannaOfelia,poswojemumruczącpodnosem,zatrzymałasię
w
pobliżu
pomnika
Syrenki.
Udając
zwykłego
przechodnia,
wypatrywałaosoby,zktórąmiałasięspotkać.Wreszciedostrzegła
niewysokąkobietę,idącąpośpiesznymkrokiem.Jejtwarzosłaniał
kapturgranatowejwiatrówki.
–Witaj!–rzuciłakobietakrótko,zerkającnerwowonaboki.–Nikt
niewie,żetujesteś?
–Tylkomoibliscy.Musiałamimpowiedzieć–odparłaszeptem
pannaOfelia.–Ryszardmichybaniewybaczy,żeznowuwyjechałam
bezuprzedzenia,aobiecałam,żejużwięcejtegoniezrobię–dodała