Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
tychgospodarstw.Tam…–Pokazujewkierunkupustej
łąkiporosłejiglastymisamosiewami.–Tamstałmłyn.
Tambudynkigospodarczeichata.Wszystkich
wymordowali.Tamzaścianątychdrzewstałdwór;dwór
spalonyipozostałajedyniezarośniętaruina.Ci,couszli
zżyciem,jużnigdytuniewrócili.
Stałwmilczeniu,patrzącnahoryzont,trzymając
wspracowanychdłoniachpourywanechwasty,poczym,
zamyślonylustrującbezkreskrajobrazu,kontynuuje:
–Wszystkozarasta.Apamięćwkamieńwrasta,ale
corazmniejtych,copotrafiąjąodczytać,zrozumieć
izapłakać.
Niewiem,kiedyidokądtewszystkiegodzinyodeszły
–słońcejużpostępowałowswoimkursiespadkowym
izaczynałozrównywaćsięzkoronamidrzew.Idąctak
przedsiebie,postanowiłemnaglezejśćzkurzącejsię
dróżkiizacząłemdryfowaćstopamipozielonymdywanie
wysokiejtrawyichwastów,mijającrumiankiichabry.
Wszedłemnapowoliwznoszącysiępoziomterenu.Gdy
znalazłemsięnaszczyciegórki,przedemnąrozciągałsię
sadowocowy,awnimdrzewajabłoniigruszobficie
zakwitłejużowocem.Pomiędzydrzewamiunosiłysię
powolibiałepuszki,ześwieconesłonecznymdotykiem.
Oniemiałytymspektaklemusiadłempodjednązjabłoni
irozpostarłemswójwzroknarzędypapierówek,wokół
którychbiałepuszkinieprzerwanieorbitowałynatle
nasyconegobłękitunieba.Widzeniecorazbardziej
oddalałosię,azapachsaduwtandemiezdźwiękami
szumuorzeźwiającejbryzyprzywianejtuodtopól
sprawiły,żeczasdryfowałpowolnymnurtem.